Ułańska fantazja inwestorów: Save The World, Thespian, Heritage Gates...

Ułańska fantazja inwestorów: Save The World, Thespian, Heritage Gates...

Wrocław
tuWroclaw.com
tuWroclaw.com
REKLAMA

Fantazja inwestorów, stawiających we Wrocławiu biurowce i osiedla mieszkalne, nie zna granic. Nowo budowane w stolicy Dolnego Śląska obiekty coraz częściej noszą dziwaczne, obcobrzmiące nazwy. Save The World Business Center, Thespian czy Heritage Gates to tylko najbardziej jaskrawe przykłady. - Ta maniera stanowi pomieszanie marketingu ze snobizmem - twierdzą językoznawcy. I dodają, że sprawą powinna zainteresować się Rada Języka Polskiego.

Najdziwniejsze obcojęzyczne nazwy biurowców we Wrocławiu spotkamy w ścisłym centrum miasta. O ile Heritage Gates (czyli polskie "bramy dziedzictwa") można jeszcze zrozumieć, biorąc pod uwagę zabytkowy charakter zmodernizowanej kamienicy na ulicy Rzeźniczej, o tyle rozwikłanie łamigłówki, co kierowało inwestorem przy nazywaniu obiektu na Oławskiej Save The World Business Center, graniczy z cudem. A naprzeciwko "biurowca, który uratuje świat" stoi Quantum, czyli swojski, polski "kwant".

- Maniera nadawania anglojęzycznych nazw to pomieszanie metod marketingowych i snobizmu osób, które o tym decydują. Prawdopodobnie chodzi o przyciągnięcie zagranicznych klientów, ma to być światowe, ale światowe nie jest - komentuje dr hab. Włodzimierz Gruszczyński, językoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Niektórzy przy doborze nazw kierują się przynajmniej konsekwencją. Jak chociażby Skanska, która w nazwach swoich inwestycji stawia na podkreślenie ich ekologiczności. Stąd też na placu Strzegomskim wyrosły Green Towers, przy skrzyżowaniu Wyszyńskiego ze Szczytnicką powstaje Green Day, a planowany ekologiczny biurowiec, który ma pojawić się przy placu Dominikańskim zapewne też będzie "zielony".

Z kolei Vantage Development rozmiłowało się w greckim alfabecie. W budowanych Promenadach Wrocławskich (swoją drogą to jedna z nielicznych, swojsko brzmiących nazw nowych osiedli w naszym mieście) stoi już biurowiec Epsilon, przy ulicy Dąbrowskiego powstaje Delta 44, a w planach są już dwie kolejne "greckie" inwestycje: Gamma i Zita.

Językoznawcy tłumaczą, że to zjawisko rodzi problemy komunikacyjne.

- Wielu Polaków nie zna przecież języka angielskiego, a w ten sposób utrudnia im się porozumiewanie. Nazwy często są zniekształcane i dochodzi do absurdalnych sytuacji. Podobne problemy co Wrocław ma też Warszawa czy Kraków, to epidemia ogólnopolska. Mamy w naszym kraju problem ze snobizmem językowym - podkreśla dr hab. Włodzimierz Gruszczyński.

Oprócz licznych biurowców, które w nazwach mają "center", "forum" czy "office", zdarzają się także bardziej wyszukane pomysły. Nieopodal dworca PKP dobiega końca budowa Aquarius Business House, na terenach po wzgórzu Mikołajskim ma pojawić się Wrocław Business Garden, a przy Klecińskiej powstaje Szkocka Point.

Niektórzy decydują się na hybrydę polskiej i angielskiej nazwy. Tak stało się w przypadku kompleksu Centrum Biznesu Millennium Towers, podobny zabieg zastosował inwestor, budujący biurowiec przy skrzyżowaniu ulicy Racławickiej i Powstańców Śląskich. Wstępna nazwa obiektu to Racławicka Biznes Centrum.

Stricte polskich nazw biurowców we Wrocławiu ze świecą szukać. Mimo wszystko obcobrzmiące obiekty biurowe, stawiane często z myślą o zagranicznych najemcach i tak łatwiej zaakceptować niż dziwaczne niekiedy nazewnictwo osiedli mieszkalnych (budowanych głównie przez polskich deweloperów dla polskich mieszkańców). A takich we Wrocławiu też nie brakuje.

Wrocławianie mogą sobie np. kupić mieszkanie na osiedlu Impressio albo zamieszkać w Lokum di Trevi (lub da Vinci). Na północy Wrocławia czeka Nord House, z kolei w centrum powstanie między innymi "miejska wyspa", czyli apartamentowiec City Island, przy Arsenale stanie "staromiejska rezydencja" Old Town Residence, a tuż obok Rynku "dom ciszy" - Silence House. Nie zapominajmy też o popularnych "tauerach" (Sky Tower i Odra Tower) czy apartamentowcu Thespian, którego nazwa może być tłumaczona jako... "dramatyczny".

Zdaniem językoznawców samowolka inwestorów powinna się skończyć.

- Jakiś czas temu z ustawy o języku polskim wyłączono nazwy własne, firmowe. Chodziło o to, by już funkcjonujących w codziennym życiu obcojęzycznych nazw nie trzeba było sztucznie tłumaczyć na język polski. Ale chyba wylano dziecko z kąpielą, bo teraz panuje pełna swoboda w nazewnictwie. Skoro rodzice nadając dziecku imię muszą brać pod uwagę listę zatwierdzoną przez Radę Języka Polskiego, to może w przypadku nazw inwestycji warto byłoby zastosować podobny mechanizm. Jakaś kontrola powinna funkcjonować - dodaje dr hab. Włodzimierz Gruszczyński.

Co sądzicie o nadawaniu biurowcom czy osiedlom mieszkalnym dziwnych, obcojęzycznych nazw? Znacie inne tego typu przykłady z Wrocławia? Zapraszamy do dyskusji.

REKLAMA
Autor: Tomek Matejuk

Komentarze (0)

Napisz komentarz
REKLAMA