O unikalnym potencjale Kwartału Dworcowa w Katowicach, współpracy z Grupą Epione oraz wyzwaniach stojących przed zespołem projektowym – opowiada Tomasz Konior, główny architekt w autorskim biurze Konior Studio, twórca wielu prestiżowych projektów, w tym katowickiego NOSPR-u.
Jest Pan sentymentalnie, ale też zawodowo związany z Katowicami. Jako architekt zrealizował Pan w stolicy Śląska wiele spektakularnych projektów. Równocześnie bliskie Pana sercu są śląskie – kultura, historia i tradycja. Czy w związku z tym projektowanie w Katowicach ma dla Pana jakieś szczególne znaczenie?
Tomasz Konior: Mieszkam w Katowicach od prawie trzydziestu lat. To kawał życia. Początki jednak nie były tu łatwe. Góralowi, który wcześniej mieszkał w Krakowie, trudno było zrozumieć śląską specyfikę. Z czasem jednak odkrywałem tutejszą wyjątkowość, lokalną kulturę, unikalne miejsca. Poznałem wielu wspaniałych ludzi i mnóstwo fascynujących historii, które jeszcze mocniej związały mnie z Katowicami. Poza tym dotarło do mnie, że to miejsce wciąż potrzebuje świadomych inwestorów i ambitnych architektów. Miasto zmienia się na naszych oczach. Cieszę się, że wraz z zespołem, z którym pracuję, mamy w tym swój udział. Lokalność ma dla nas duże znaczenie. Na co dzień stykamy się z miejscowym kontekstem. Będąc stąd, poniekąd projektujemy dla siebie.
Kwartał Dworcowa, jeden z najnowszych projektów Konior Studio, związany jest z miejscem wyjątkowym dla przestrzeni i historii Katowic. W którym momencie dostrzegł Pan jego potencjał?
T.K.: Gdy wprowadziłem się do Katowic, moje pierwsze mieszkanie było tuż obok. Codziennie w drodze do biura mijałem niszczejące kamienice w tym kwartale. Katowice były wtedy na początku transformacji. Wciąż miałem tu do czynienia z dominacją modernizmu. Jego skutki widać w tym mieście na każdym kroku. Przez dziesięciolecia uważano, że przeszłość i lokalna tradycja budowania to przeżytek. Zadziwiające, jak wybitna architektura tutejszych kamienic, ich zwarta struktura tworząca miejską tkankę, została zmarginalizowana, zdeprecjonowana względem nowoczesnej zabudowy. Dziś ten trend się zmienia. Coraz częściej odnowione są nie tylko pojedyncze kamienice, ale całe enklawy, które odzyskują dawny blask. Adaptowane na nowe funkcje świadczą o prestiżu, tworzą specyfikę i wyjątkowość miejsc. Są po prostu uniwersalne i piękne bez względu na upływający czas. Choć miasta się zmieniają, to dzięki kamienicom i kwartałom zachowują tożsamość i ludzką skalę.
Niezwykłość Kwartału Dworcowa polega na tym, że rewitalizowany będzie nie pojedynczy budynek, lecz cały zespół zabudowy o XIX-wiecznym rodowodzie. Skąd ten pomysł?
T.K.: Inwestor ma szczególny stosunek do tego miejsca. Kiedyś była tu przychodnia zdrowia dla kolejarzy, w której pracował. Na początku nabył kilka kamienic. Potem kolejne. Gdy stałem się architektem odpowiedzialnym za projekt, sam namawiałem go do zakupu kolejnych obiektów po to, aby uzyskać odpowiednią skalę zamierzenia, która nie tylko określi charakter i funkcjonalność projektowanego zespołu, ale wpłynie znacząco na jakość centrum. Zależy nam, aby przywrócić blask dawnych elewacji, a wnętrza wypełnić nową treścią, przez to wzmocnić potencjał całego obszaru, jego różnorodność, dostępność dla mieszkańców i gości.
Patrząc z perspektywy kilkudziesięciu ostatnich lat, odnoszę wrażenie, że zapomnieliśmy o miastotwórczej roli kwartałów miejskiej zabudowy. Pan, realizując projekt Kwartału Dworcowa, chce przywrócić rangę temu tradycyjnemu układowi urbanistycznemu. Dlaczego jest to tak ważne?
T.K.: Wystarczy spojrzeć na współczesne miasta. Trudno okiełznać żywioł rozproszonej zabudowy. To skutek odrzucenia dawnych wzorców. Tkanka miejska, oparta o ludzką skalę, przez wieki była bazą dla kształtowania miast, tworzyła kwartały, ulice i place. Współczesne koncepcje niestety często zawodzą i starzeją się zbyt szybko. Dlatego jestem entuzjastą sprawdzonych rozwiązań. Miasto rozwija się zdecydowanie lepiej w drodze ewolucji niż przez najbardziej chwytliwe manifesty, które zwykle pozostają niespełnioną obietnicą. Tak było z modernizmem. Tymczasem architektura powinna być długowieczna. Jej jakość możemy docenić dopiero po latach. Dlatego wierzę w dobrą kontynuację, która lepiej sprawdza się w dłuższej perspektywie.
Warto w tym miejscu podkreślić, że nie byłoby tej spektakularnej inwestycji bez Grupy Epione. Jak doszło do Waszej współpracy?
T.K.: Inwestor wcześniej pracował z innymi architektami. Jednak wciąż szukał rozwiązań, które przekonają go do tak dużej inwestycji właśnie w tym miejscu. Gdy przyszedł do mnie po raz pierwszy, odbyliśmy długą rozmowę. To była fascynująca wymiana zdań o architekturze, mieście i potrzebach ludzi. Nasz dorobek miał duże znaczenie dla podjęcia decyzji o współpracy. Zawsze z uwagą wsłuchujemy się w oczekiwania, by zapewnić skuteczność i dobre efekty, które wytrzymują próbę czasu. Ten projekt jest wyjątkowy, złożony i bardzo wymagający. Na pierwszy rzut oka trudno dostrzec jego rozmach i skalę. Ściśle współpracujemy z miastem i sztabem ekspertów w dziedzinie konserwacji zabytków, ochrony pożarowej, bioinżynierii, komercjalizacji, hotelarstwa i wielu innych.
Czas chyba uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć, co dokładnie będzie przedmiotem rewitalizacji?
T.K.: Na bazie historycznej zabudowy tworzymy wielofunkcyjny koncept, który buduje nową jakość. Fascynujące jest odkrywanie zapomnianej przeszłości. Pod warstwami farby i tynku znajdujemy bogatą historię Katowic. Oprócz wyeksponowania zabytkowych walorów szukamy sposobów na ponowne wykorzystanie zachowanych elementów wyposażenia, kamieniarki, ślusarki, stolarki drzwiowej.
Najważniejsze w tej transformacji będą partery, które swym wnętrzem otworzą się na miasto, a liczne wejścia, panoramiczne witryny zaproszą przechodniów do środka. Wzdłuż pierzei znajdą się kawiarnie, sklepy, lokale usługowe, strefy wejściowe do hoteli i części biurowej. Atrakcją będą wewnętrzne, przeszklone dziedzińce i restauracje, dla których współtworzyliśmy oryginalny koncept kulinarny.
Zabytkowe poddasze narożnej kamienicy zamykające perspektywę ulicy Mariackiej wypełnią ekskluzywne apartamenty hotelowe i spa. Planujemy sporo udogodnień. Projekt zawiera rozwiązania proekologiczne, zastosowaliśmy odnawialne źródła energii i zielone dachy.
Co było największym projektowym wyzwaniem w trakcie prac nad Kwartałem Dworcowa?
T.K.: Myślę, że było nim godzenie sprzeczności. W tak newralgicznym miejscu cele inwestora, przyszłych użytkowników, mieszkańców, sąsiadów, wreszcie włodarzy miasta i urzędników, rzadko są zbieżne. Ufam, że to się udało. Fascynujące w tym procesie jest szukanie trafnych odpowiedzi: jak nową funkcję wprowadzić do starych kamienic, jak docelową strukturę zintegrować z historyczną tkanką, jak skomunikować cały układ z otoczeniem. Wreszcie – spełnić przepisy i dostać pozwolenia. To niezła ekwilibrystyka. Staraliśmy się z wyczuciem, ale bez kompleksów podejść do nadbudowania tego kwartału, przyjmując za punkt odniesienia sąsiednią zabudowę. Wymagało to żmudnego studiowania proporcji, poszukiwania rozwiązań, które zbudują nowy kontekst dla starej zabudowy. Jest też sporo zagadnień technicznych na styku z sąsiednią zabudową. Wyzwaniem było również zaprojektowanie przestronnego, podziemnego parkingu. Wkrótce zaczną się prace budowlane. To najciekawszy etap, gdy w praktyce sprawdzamy trafność podjętych decyzji. Tak duży projekt w ukształtowanym śródmieściu zapewne będzie budził spore emocje. Gorącym tematem, nad którym teraz pracujemy, jest możliwość podjazdu pod główne wejście do jednego z hoteli.
Projekt rewitalizacyjny zawsze poprzedza gromadzenie dokumentacji i zgłębianie historii rewitalizowanego obiektu. Czy dotarcie do archiwaliów w przypadku Kwartału Dworcowa nastręczało trudności?
T.K.: Szukaliśmy oryginalnych rysunków i zachowanych zdjęć tam, gdzie tylko to możliwe. W muzeach, w miejskim archiwum, u osób prywatnych. Pytaliśmy mieszkańców. Udało nam się pozyskać stare fotografie, dzięki którym możemy odtworzyć zniszczone gzymsy, balkony, szczegóły wykończenia.
Czy zdarzyło się w trakcie tych poszukiwań coś, co Pana i zespół Pana architektów zaskoczyło?
T.K.: Ten projekt wciąż zaskakuje. Sądzę, że podczas prac budowlanych odkryjemy jeszcze niejedną niespodziankę, która zweryfikuje przyjęte założenia.
W ostatnim czasie rewitalizacja staje się globalnym trendem. Dostrzegamy potencjał zdegradowanej tkanki miejskiej, mamy pomysły na wykorzystanie niszczejących i zapomnianych kamienic czy fabryk. Odnoszę jednak wrażenie, że rola rewitalizacji wykracza poza samo ocalenie materialnego dziedzictwa kulturowego.
T.K.: Zdecydowanie tak. Tutaj chodzi nie tylko o tradycję, ale o nowe życie w opuszczonych, a przecież wyjątkowo atrakcyjnych miejscach, które przywracają rangę centrów miast. W tym procesie dużą rolę odgrywa uniwersalność oparta o jakość budowania i trwałe materiały. Troska o środowisko wreszcie przestaje być tylko hasłem. Warto sobie uświadomić, że przywracanie do życia istniejącej zabudowy jest bardziej ekologiczne niż budowanie od nowa. Wreszcie fenomen miejskiego kwartału, tektonika poszczególnych elewacji, ich ciekawa artykulacja, relacje względem ulicy – to są wartości bezcenne.
Niekiedy rewitalizacje zabytkowych budynków budzą emocje o różnych odcieniach. Czasami można odnieść wrażenie, że wynika to z architektonicznej niewiedzy. Po pierwsze, krytycy projektów rewitalizacyjnych często zapominają, że – na przykład – budynek, który codziennie mijają, przyzwyczajeni do jego teraźniejszej formy, był w międzyczasie wielokrotnie przebudowywany. Po drugie, w krajach Europy Zachodniej często łączy się w ramach rewitalizacji zabytkową strukturę z nowoczesnymi formami architektonicznymi, gdy my wciąż się tego boimy. Co Pan o tym sądzi?
T.K.: Faktycznie, nasze otoczenie wskazuje na brak dobrych standardów. Modernizm odciął nam korzenie, pozbawił kontynuacji i szacunku dla tradycji. Przez dziesięciolecia historyczna zabudowa niszczała, uważano, że jej czas się skończył. Dziś reagujemy skrajnościami: albo próbujemy ortodoksyjnie chronić przeszłość, albo burzymy całkiem nowe, nawet dwudziestoletnie budynki. W praktyce wciąż dominują osobne, oderwane od kontekstu projekty. Najwyższy czas, żeby wyciągnąć wnioski. Umiejętnie łączyć stare z nowym. Gdy Haussmann przebudowywał Paryż, robił to na bazie istniejącej zabudowy, przerabiając wcześniejszą strukturę, nadając jej nowy charakter i skalę. W mądrej rewitalizacji widzę ogromną szansę na przywrócenie rangi centrów miast i całych dzielnic. To wymaga zrozumienia kontekstu i zmieniających się potrzeb. W cenie jest pomysłowość w wykorzystaniu istniejącego potencjału z użyciem współczesnych technologii. Naturalnym zjawiskiem jest nawarstwianie się różnych epok i stylów. W Kwartale Dworcowa zachowujemy to co cenne, uzupełniamy dawną tkankę nową architekturą w sposób szczery. Nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy zacierać tę różnicę.
Lada moment zostanie wyłoniony generalny wykonawca Kwartału Dworcowa i rozpoczną się pierwsze prace budowlane. Według planów inwestycja potrwa 3-4 lata. Postarajmy się na moment przenieść w czasie. Co chciałby Pan zobaczyć po upływie tych kilku lat, przechadzając się po katowickim Placu Dworcowym?
T.K.: Tryumf odkrytej na nowo dawnej architektury, jej urbanistyczny fenomen. Odczarowanie zaklęć, które lansowali moderniści, że ulica to przeżytek, że stare jest brzydkie. Tymczasem jest zupełnie na odwrót. Mam przed oczami tętniące życiem, atrakcyjne centrum dawnych Katowic, przyciągające jak magnes różnorodnością i klimatem. Nic tak dobrze nie świadczy o jakości miejsc jak zadowoleni użytkownicy. Mam nadzieję, że wkrótce przykład rewitalizacji Kwartału Dworcowa będzie impulsem, który wyznaczy standardy do dalszych działań w centrum, przywracania do życia kolejnych kwartałów i tworzenia w miastach przyjaznej przestrzeni.