Po 10 latach starań na Ostrowie Tumskim otwarto nową ekspozycję prezentującą w całości relikty zamku Piastów Śląskich – w tym odpowiednio zabezpieczone zamkowe mury z najstarszymi cegłami w Polsce, średniowieczne „ogrzewanie podłogowe”, mnóstwo detali kamieniarskich i wykopaną na miejscu ceramikę.
• Powstały tu w XII w. donżon był jedną z największych cylindrycznych wież mieszkalnych w ówczesnej Europie (ze średnicą ponad 24 m!).
• Z czasem zamek rozrósł się do 9 tys. mkw., odzwierciedlając ambitne plany tutejszych książąt. Dziś łatwo zapomnieć, że w tym miejscu znajdował się tak rozległy kompleks. Stała wystawa ma przywracać pamięć o nim.
Spacerując po wrocławskim Ostrowie Tumskim, trudno nawet podejrzewać, że przed wiekami był tu gród, a później książęcy zamek i z czasem okazały pałac Henryka IV Probusa marzącego o koronie Polski.
Po jego śmierci – zresztą dość nagłej, stąd podejrzenia o otrucie – zamek na Ostrowie Tumskim stracił na znaczeniu. Przeszedł w ręce biskupa, a ten osadził tam kanoników Kolegiaty Św. Krzyża. Jako że zamkowe mury były grube (nawet i czterometrowe!) kanonicy rozbierali je i wykorzystywali cegły do budowy swoich domów.
Jeden z najstarszych zamków w Polsce
Dlatego, gdy w początkach XX w. na jego miejscu powstawał dom zakonny (dzisiejszy dom zakonny Zgromadzenia Sióstr Szkolnych De Notre Dame przy ul. Św. Marcina 12), projektujący go architekt nie miał nawet pojęcia, co kryje się pod ziemią.
– A pozostały tam fundamenty jednego z najstarszych zamków w Polsce, drugiego po Wawelu. Mamy tu więc prawdziwy skarb i powód do dumy, a wkrótce – dzięki stałej ekspozycji – mamy nadzieję, że jedną z większych atrakcji turystycznych Wrocławia – mówi prof. Małgorzata Chorowska, historyczka architektury z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej.
Badaczka przez ostatnie 10 lat kierowała licznymi pracami na terenie pozostałości zamku – analizami znalezisk, ich konserwacją oraz przygotowywaniem materiałów edukacyjnych, które pomagały wrocławianom i turystom uzmysłowić sobie skalę zamku i jego znaczenie w historii.
Wspierała także siostry ze zgromadzenia w pozyskiwaniu funduszy na zabezpieczenie reliktów zamku i stworzenie stałej ekspozycji – a w praktyce zadaszenia nad odsłoniętymi ceglanymi murami, które z każdym rokiem niszczały pod wpływem warunków atmosferycznych.
– Mam ogromny szacunek i wdzięczność dla zgromadzenia, które wzięło na siebie zadanie zdobycia ogromnych dla niego funduszy, byśmy my wszyscy dzisiaj mogli przechadzać się po podziemiach piastowskiego zamku – podkreśla prof. Chorowska. – Wielu taka odpowiedzialność i skala przedsięwzięcia by przerosła.
Wał nie do zdobycia i średniowieczne „ogrzewanie podłogowe”
Stałą wystawę „Piastowska pieczęć” można zwiedzać od wtorku do niedzieli od godz. 12 do 18 (wiosną i latem godziny otwarcia będą dłuższe).
– Znajomy, któremu dziesięć lat temu pokazywałam fragmenty odkopanych fundamentów zamku, powiedział, że te relikty są piastowską pieczęcią odciśniętą na Wrocławiu. Trudno o lepsze określenie – wyjaśnia prof. Chorowska.
Ekspozycja pozwala nam wejść do podziemi zamku – a konkretnie zejść m.in. do miejsca, które stanowiło podziemia auli pałacu Henryka IV Probusa. Możemy też przyjrzeć się filarom i murom, które tworzyły donżon, czyli wieżę mieszkalną – pierwotną część zamku wybudowanego w XII w. przez Bolesława Wysokiego (najstarszego wnuka Bolesława Krzywoustego).
Obejrzymy tam fragment wału wokół muru obronnego donżonu (czyli cylindrycznej ceglanej wieży mieszkalnej zbudowanej między 1166 a 1186 r.) ułożony ponownie z drewna wydobytego w czasie prac na terenie zamku.
– Takie wały były bardzo praco- i czasochłonne, ale zarazem niesamowicie skuteczne. Naprawdę trudno było zdobyć zabezpieczoną nimi twierdzę – opowiada prof. Chorowska.
Ten konkretny, którego fragment możemy zobaczyć na wystawie, powstał z dębowych pni i konarów ułożonych w konstrukcję rusztową: drewno układało się na przemian równolegle i prostopadle, a przed rozjeżdżaniem zabezpieczały je drewniane haki po bokach. Taki stos był przesypywany piaskiem, a następnie pokrywany gliną. Polewana wodą (w czasie ataku) sprawiała, że takie zbocze stawało się bardzo śliskie, a jednocześnie niemożliwe do podpalenia.
Wystawa pokazuje także dwa piece podpodłogowe, czyli średniowieczne „ogrzewanie podłogowe”. Sposób ich działania wyjaśniają opisy i rysunki umieszczone obok świetnie zachowanego pieca z XIII w. i nieco młodszego, XIV-wiecznego. Ogień rozpalano w komorze, nad którą znajdował się ruszt, a nad nim kamienie, ogrzewające się ciepłym powietrzem. Odfiltrowane już z dymu ciepłe powietrze przedostawało się dalej już do pałacowej auli otworami w jej podłodze. Takie rozwiązania były powszechne w klasztorach i zamkach, a zatem obiektach o dużych pomieszczeniach. Do ich ogrzewania koniecznych było przynajmniej kilka pieców.
Makiety, wideo i wizualizacje
Częścią ekspozycji są też wydobywane na miejscu fragmenty ceramiki oraz detale kamieniarskie, ułożone tak, by łatwo było rozpoznać, że tworzyły przed wiekami obramowanie okna lub drzwi. Są tam także przygotowane przez studentów i absolwentów Wydziału Architektury PWr makiety pokazujące przemiany zamku na przestrzeni wieków, wideo z wizualizacjami rozrastającego się piastowskiego grodu, a potem zamek i pałac oraz rysunki i grafiki pozwalające wyobrazić sobie poszczególne części zamku (np. donżon).
Wystawę tworzą także akwarele autorstwa Pawła Jaszczuka, artysty i architekta z Wydziału Architektury ukazujące piastowskich władców mieszkających w zamku.
We Wrocławiu, a niczym w Akwizgranie
– Można się zastanawiać, po co zadawać sobie tyle trudu? Odkopywać ruiny zamku w regionie, w którym mamy ich pod dostatkiem? A potem przez 10 lat zabiegać o ich odpowiednie zabezpieczenie i pokazanie? – mówiła na otwarciu wystawy prof. Chorowska.
– Bo to są ruiny pod wieloma względami wyjątkowe. Mamy tu do czynienia z początkami zamków w Polsce, ale zamków stanowiących nie tyle grody, co nowoczesne zamki, będące wytworem i kwintesencją ustroju feudalnego. Tutejsza transformacja grodu w zamek była bardzo wczesna. Najstarszym był oczywiście Wawel w początkach XII w., ale gdy w ostatniej tercji tego stulecia książę Bolesław Wysoki budował nasz, wrocławski zamek i równocześnie zamek we Wleniu, po nich ruszyła już fala takich inwestycji na Śląsku.
Do tego – jak przekonuje badaczka – zamek, przebudowywany przez każdego z tutejszych władców, odzwierciedlał ich ambitne plany. Do połączenia rozbitych na dzielnice ziem ówczesnej Polski i zdobycia jej Korony dążyli zarówno Henryk Brodaty (syn Bolesława Wysokiego), jak i Henryk IV Probus. Za panowania tego drugiego donżon przekształcił się w pałac o długości 50 m z wieloboczną aulą w środku, prawdopodobnie połączony gankiem z nową, gotycką kaplicą św. Marcina. Stworzył więc założenie podobne do rezydencji Karola Wielkiego w Akwizgranie.
Odkrycie sprzed czterech dekad
Odkryte ruinyRuiny zamku odkryli ponad 40 lat temu badacze z Politechniki Wrocławskiej – architekt i konserwator prof. Edmund Małachowicz oraz archeolog dr Czesław Lasota. Dużym zaskoczeniem były wielkie rozmiary tego założenia oraz fakt, że natknęli się na ceglane mury, jako że w romańskim zamku spodziewano się kamienia. Tymczasem natrafili na pierwsze użycie cegły w Polsce na taką skalę.
Już prof. Małachowicz dążył do pokazania reliktów zamku – wykonał nawet projekt zakładający budowę monumentalnego obiektu rozpiętego nad pozostałościami zamku i jego kaplic (a zatem na powierzchni znacznie większej niż dzisiejsza ekspozycja). W latach 80. realizacja jego planów nie była jednak możliwa.
Relikty udało się pokazać w pełni dopiero teraz dzięki staraniom zgromadzenia i prof. Chorowskiej oraz grantom z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Fundacji Most the Most.
Autor: Lucyna Róg / Politechnika Wrocławska