Polacy za ekobudownictwem, ale obawiają się wzrostu cen

Orzech

Przeszło 50% Polaków uważa, że powinny obowiązywać przepisy obligujące deweloperów do budowania nowych mieszkań i domów w dużej części z materiałów ekologicznych, w tym pochodzących z recyklingu. Przeciwnego zdania jest blisko 23% osób. Niecałe 27% rodaków pozostaje niezdecydowanych. W pierwszej grupie dominują seniorzy, a w drugiej – najmłodsi dorośli. Według ekspertów, niechęć czy niepewność części społeczeństwa do ekobudownictwa może być reakcją na docierające do nas z Wielkiej Brytanii i Niemiec sygnały o tym, że władze tych państw mają wątpliwości w zakresie nowych wymogów klimatycznych. Wielu Polaków może też obawiać się ewentualnego wzrostu cen nieruchomości w przypadku zmiany prawa. Co ciekawe, opinie na ten temat są mocno podzielone w szeroko pojętej branży.

Polacy za zmianami

50,2% rodaków uważa, że w Polsce powinny zacząć obowiązywać przepisy, które zobligują deweloperów do budowania nowych mieszkań i domów w dużej części z materiałów ekologicznych, w tym pochodzących z recyklingu. 22,9% Polaków jest przeciwnego zdania, a 26,9% nie ma opinii na ten temat. Tak wykazał sondaż UCE RESEARCH i Studio4SPACE.

– Dla mnie ww. dane nie są zaskoczeniem. Pokazują ogólny trend wzrostu świadomości konsumentów nt. ekobudownictwa. Warto przy tym przypomnieć, że deweloperzy, chcąc uzyskać dostęp do zrównoważonego finansowania swoich inwestycji, już muszą stosować wymogi unijnej Taksonomii. A wymaga ona zwiększenia użycia materiałów podlegających recyklingowi – informuje Mateusz Stachewicz z Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD).

Najnowszymi wynikami jest natomiast zaskoczony dr Bartosz Dendura z Pracowni Architektonicznej Studio4SPACE. Dane z badania, niedawno zrealizowanego wraz z UCE RESEARCH, a także statystyki GUS-u pokazywały, że Polacy niechętnie korzystają z rozwiązań ekologicznych w budownictwie. Ekspert wyjaśnia rozbieżności w ten sposób, że respondenci, sami decydując się na budowę, nie chcą korzystać z technologii ekologicznych. Nie mają bowiem wystarczającej wiedzy i dostępu do specjalistów. Jeśli jednak mogliby przekazać pałeczkę decyzyjności profesjonalistom, to łatwiej byłoby im zaakceptować stosowanie zrównoważonych produktów w kupowanych mieszkaniach.

– Deweloperzy nie tylko biorą na siebie odpowiedzialność za wybranie konkretnych materiałów, ale są też zobligowani dać gwarancję na to, że ich rozwiązanie będzie działało. Jeśli moja interpretacja tych wyników jest prawidłowa, to powinno wlać to trochę optymizmu w serca ludzi zainteresowanych poprawą jakości środowiska w Polsce – dodaje dr Dendura.

Zyskaliby wszyscy?

Na inny aspekt zwraca uwagę Mariusz Dobrzeniecki, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa (PIIB). Ekspert podkreśla, że zarobki deweloperów osiągają rekordowe poziomy. Marżowość na niektórych inwestycjach wynosi nawet 40%. Ceny lokali i domów są astronomiczne. Ich wzrost, który od 2013 roku szacowany jest na poziomie ok. 60%, wielu osobom uniemożliwia posiadanie własnego mieszkania.

– Z kolei dla zamożnych Polaków takie nieruchomości są przedmiotem lokaty kapitału. W 2022 roku aż 70 proc. wszystkich transakcji zostało przeprowadzonych w celach inwestycyjnych. Wprowadzenie dodatkowych obostrzeń, związanych z obowiązkiem użycia materiałów ekologicznych, jeszcze bardziej podbije koszty zakupu. To sprawi, że tzw. własny kąt dla dużej części społeczeństwa pozostanie jedynie w sferze marzeń – uważa prezes Dobrzeniecki.

Jednak w opinii eksperta z Pracowni Architektonicznej Studio4SPACE, na zmianach mogliby zyskać wszyscy uczestnicy rynku. Przede wszystkim konsumenci mieszkaliby w zdrowszych budynkach. I nie miałoby to wielkiego wpływu na końcową cenę budowy, bo wiele ekoproduktów nie odstaje cenowo od utrwalonych w świadomości odpowiedników. Jak informuje dr Dendura, obecnie różnica wynosi ok. 5%.

– W przypadku zmiany prawa wysoki popyt na ekomateriały zapewne zwiększyłby konkurencję wśród firm oferujących produkty przyjazne środowisku. To z kolei powstrzymałoby znaczne podwyżki cen na rynku. W takiej sytuacji deweloperzy nie mogliby powoływać się na rosnące koszty produkcji, a wykazywaliby się większą wrażliwością środowiskową. Z kolei ci producenci materiałów, którzy dotychczas nie zwracali uwagi na te kwestie, musieliby dostosować się do panujących warunków – zaznacza dr Bartosz Dendura.

Seniorzy bardziej „za”

Za wprowadzeniem ww. przepisów częściej opowiadają się mężczyźni niż kobiety. Ponadto taką zmianę popierają przede wszystkim osoby w wieku 75-80 lat. Zazwyczaj tak deklarują Polacy z miesięcznymi dochodami netto na poziomie 1000-2999 zł oraz w wysokości 7000-8999 zł (tak samo często). Głównie są to rodacy ze średnim wykształceniem, a także mieszkańcy miejscowości liczących od 5 tys. do 19 tys. ludności.

– Moim zdaniem, wysokie poparcie wyrażone przez seniorów i mieszkańców mniejszych ośrodków wynika z tego, że te grupy nie mają przed sobą wizji kupna mieszkań w największych polskich miastach, założenia rodziny i wiązania się kredytem na kolejne 30 lat. Do tego ekspert dodaje, że nieruchomości w niewielkich miejscowościach nie osiągają tak astronomicznych cen, jak w dużych miastach – komentuje Mariusz Dobrzeniecki.

Natomiast przeciwko wprowadzeniu ww. przepisów częściej są mężczyźni niż kobiety. Wśród przeciwników dominują osoby w wieku 18-24 lat, z miesięcznymi dochodami netto na poziomie 5000-6999 zł, z wykształceniem zasadniczym zawodowym oraz z miejscowości liczących od 200 tys. do 499 tys. mieszkańców.

– Respondenci, którzy tak odpowiedzieli, wiedzą, jak wygląda rynek w Polsce i doskonale zdają sobie sprawę z tego, że takie zmiany najbardziej dotknęłyby mieszkańców miast liczących powyżej 100 tys. osób. Co gorsza, wzrost cen nie objąłby tylko nowego budownictwa, bo wraz z podwyżkami na rynku pierwotnym zwiększyłyby się koszty zakupu nieruchomości z drugiej ręki. Czy w tym obszarze jest miejsce na wsparcie przez państwo budowania ekologicznego? Na pewno jest to jakieś rozwiązanie. Wydaje mi się jednak, że nie jest to odpowiedni czas na takie zmiany – mówi prezes PIIB.

Zagraniczne wątpliwości

Mateusz Stachewicz z PZFD uważa, że blisko 23% respondentów nie popiera wprowadzenia ww. przepisów, a niecałe 27% pozostaje niezdecydowanych, m.in. dlatego że do części ankietowanych docierają informacje, jakie płyną z brytyjskiego i niemieckiego rynku. Tam w pewnym stopniu rządy wysyłały sygnały do społeczeństwa o swoich wątpliwościach co do kolejnych wymagań klimatycznych.

– Trzeba jednak pamiętać o tym, że – choćby w Niemczech – ograniczono wprowadzanie nowych wymagań co do budynków, to już dziś powstające tam nieruchomości są przynajmniej kilkukrotnie bardziej efektywne energetycznie od mających kilkadziesiąt lat. Podobnie jest w Polsce, gdzie nowy budynek deweloperski nie może przekraczać zapotrzebowania rocznego na energię pierwotną w wysokości 65 kWh/m2/, podczas gdy kilkudziesięcioletnie domy jednorodzinne zużywają nawet ponad 300 kWh/m2/rok energii nieodnawialnej – stwierdza ekspert z PZFD.

Mariusz Dobrzeniecki z PIIB zwraca uwagę na to, że w Wielkiej Brytanii premier Rishi Sunak rozwiązał grupę zadaniową ds. efektywności energetycznej, której celem było przyspieszenie termomodernizacji budynków. Z kolei Niemcy przechodzą właśnie szybką korektę swojej zielonej polityki energetycznej. I odchodzą od forsowanych wcześniej przepisów dotyczących efektywności energetycznej budowanych mieszkań.

– Zgodzę się w tym temacie z Billem Gatsem, który zapytany o wdrożenie do naszego życia rewolucji ekologicznej, mówił o nierealności takich postulatów. Wskazywał raczej na długi marsz do celu niż szybki sprint. Warto również podkreślić, że Polacy są narodem pragmatycznym i do tego ciągle na dorobku, goniącym bogatsze kraje Unii Europejskiej. Niekontrolowany wzrost cen będzie miał negatywny wpływ na rozwój sektora budowlanego, jednego z kół zamachowych gospodarki, co nie jest na rękę tak dla klientów, jak i deweloperów – podsumowuje dr Bartosz Dendura z Pracowni Architektonicznej Studio4SPACE.