http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3794315.htmlHotel Silesia w Katowicach zamyka swe podwoje Tomasz Malkowski 2006-12-14, ostatnia aktualizacja 2006-12-14 21:03
Niegdyś najbardziej renomowany hotel w regionie po 35 latach
działalności opuszczą w piątek ostatni goście. Już nikt nie zamówi w
restauracji móżdżku na grzankach ani chateaubriand. Po striptizerkach,
hucznych rautach zostaną tylko wspomnienia i stare fotografie. Hotel Silesia w Katowicach to już historia, padł ostatni bastion epoki
PRL-u. Z zewnątrz wciąż ta sama zielonkawo-ceramiczna elewacja,
pamiętająca 1971 rok, kiedy otwierano tę oazę luksusu.
Wczoraj słynna restauracja hotelowa działała jeszcze normalnie. Tu wciąż
można było poczuć klimat tamtych lat: ściany wyłożone boazerią, sufit w
kamyczkach, do tego ozdobne elementy z metaloplastyki i kilimy. Do
stołów od 14 lat zaprasza Małgorzata Jeziorowska, kierowniczka sali. -
Tak naprawdę to jestem starszą bufetową, ale w ramach restrukturyzacji
dołożono mi obowiązków. Szkoda, że już kończymy. Tworzyliśmy w Silesii
zgrany zespół, fajnie się tu pracowało, zawsze było wesoło, jak w
rodzinie - mówi kierowniczka.
Jeziorowska wspomina, jaką kiedyś hotel miał renomę, bawiły się tu
przecież elity. Jeszcze pod koniec lat 90. Silesia gościła narodowe
drużyny piłkarskie Szwecji i Niemiec. Stałym gościem przez lata był tu
Kazimierz Kutz. Pracownicy wspominają głowy państw, prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego i wielu innych: Charles'a Aznavoura, Krystiana
Zimermana, Czesława Miłosza, Josifa Brodskiego i Andrzeja Wajdę.
Lata świetności doskonale pamięta Wojciech Łuczak, kierownik
gastronomii. - Za Gierka na Śląsku był boom inwestycyjny. Wtedy w
Silesii bez przerwy coś się działo, a to wielkie rauty z okazji
przyjazdu pierwszego sekretarza, a to prestiżowe przyjęcie z okazji
oddania pieca martenowskiego w Hucie Katowice, w którym uczestniczył sam
Aleksiej Kosygin, premier ZSRR - wspomina z nostalgią Łuczak.
Na zapleczu Łuczak ma stary album ze zdjęciami, archiwizuje menu,
planuje wraz z synem stworzyć monografię poświęconą hotelowi. - O skali
naszej popularności świadczą liczby: w restauracji było dwanaście
rewirów, w bocznej sali zwanej malinową - cztery. Na jednej zmianie
pracowało więc szesnastu kelnerów! Teraz wystarczy jeden - dodaj Łuczak.
I wylicza dalej. - Dwóch kelnerów na room serwisie, czterech w barze
nocnym, a gości kawiarni obsługiwało od sześciu do dziesięciu pań.
Łuczak miał pod sobą 150 osób, teraz zaledwie 30. Wspomina Małgosię,
specjalistkę od kołdunów litewskich, które były rozchwytywane. Kawior,
krewetki i raki serwowano nawet w najcięższych latach komuny...