Kto zapłaci za nazwę stadionu? Urząd twierdzi, że negocjacje są na finiszu

Kto zapłaci za nazwę stadionu? Urząd twierdzi, że negocjacje są na finiszu

Wrocław
tuWroclaw.com
tuWroclaw.com
REKLAMA
Stadion przy al. Śląskiej, z którego budową było tyle kłopotów (zmiana wykonawcy, uzyskanie wszystkich pozwoleń na kilka godzin przed walką Kliczko-Adamek),wciąż jeszcze oficjalnie nazywa się miejskim. To jednak tylko okres przejściowy. Nowy obiekt ma mieć swoją nazwę, podobnie jak obiekt Legii w Warszawie jest Pepsi Areną, a stadion na Euro w Gdańsku z Baltic zmienił się w PGE Arenę. Jedyne czego jeszcze nie wiemy to komu tę nazwę sprzedać.
Firma SMG, operator stadionu, poszukiwania sponsora tytularnego stadionu prowadzi od wielu miesięcy. Oferty zbierała do końca czerwca, ale do tej pory nie sfinalizowała z nikim umowy.
- To tylko kwestia czasu, już wkrótce dopniemy szczegóły porozumienia z firmą, którą wybraliśmy - zapewnia Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta ds. Euro.
O jaką firmę chodzi? Janicki mówi wprost:
- Nie wymienię nazwy, żeby nasz kontrahent się nie wycofał. Powiem tylko, że nie chodzi o firmę z Polski tylko międzynarodowy koncern. Gdy tylko jego zarząd ostatecznie zaakceptuje porozumienie, i będę mógł opowiedzieć o szczegółach, to natychmiast to zrobię - obiecuje Michał Janicki.
Na etapie poszukiwań kontrahenta przedstawiciele SMG oficjalnie podawali, że prawo do nazwy obiektu na okres 10 lat wycenione zostało na 10 mln złotych rocznie. Dla porównania PGE za 5 lat płaci 35 mln zł aby obiekt w Gdańsku nosił nazwę tej firmy, a Pepsi za prawa do nazwy stadionu Legii ma według doniesień prasowych płacić 6 mln rocznie. Czy u nas będzie lepiej? Podobno tak, choć szczegóły są tajemnicą.
Wiadomo, że we Wrocławiu łączne koszty utrzymania stadionu i organizacji wszystkich imprez to 23 mln złotych (przy założeniu z biznesplany, że uda się zorganizować dwa koncerty po 70 tys. widzów, dwa po 25 tys. i trzy, które obejrzy przynajmniej 12 tys. widzów rocznie).
REKLAMA
Do tego ma dojść jeszcze zysk z wynajęcia 13 tys. mkw. powierzchni biurowej oraz około 5 mln zł za inne prawa reklamowe.
To wszystko jednak na razie tylko plany. Bo w tej chwili pewne jest, że w połowie października dowiemy się czy i ile trzeba dołożyć budżetu miasta za walkę Kliczki z Adamkiem i koncert Georgea Michaela.
- Dokładnych wyliczeń nie mamy. SMG, operator stadionu, ma 28 dni po każdej imprezie aby przedstawić bilans kosztów i wpływów. Wiemy, że obie imprezy były sukcesami. Jednak koszty też były nie małe. Gaże bokserów były praktycznie tak wysokie jak wpływy z biletów. Zwłaszcza, że te najdroższe nie wszystkie się sprzedały. Do tego było sporo nieprzewidzianych wydatków, jak więcej ochroniarzy czy dodatkowe generatory do oświetlenia, którego wymagała policja - mówił nam w ubiegłym tygodniu Michał Janicki.
Już przed tygodniem pełnomocnik prezydenta Wrocławia podkreślał, że na stadionie mamy czerpać zyski właśnie z takich rzeczy jak sprzedaż nazwy, a nie z biletów na imprezy.
- Na stadionie mamy zarabiać dzięki reklamodawcom i osobom, które kupią loże. Z tego drugiego źródła będziemy mieli kilkanaście milionów złotych. Trzeba zapewnić wiele imprez na obiekcie, żeby chcieli kupić loże w kolejnych latach. Dlatego niektóre imprezy będą mniej dochodowe niż inne - podkreśla Janicki.
Autor: Bartłomiej Knapik

Komentarze (0)

Napisz komentarz
REKLAMA