Przeciętna pensja wzrosła o 11,3 proc. w ciągu roku i wynosi 5968 zł netto – wynika z danych GUS za kwiecień 2024 roku. To dobre informacje, ale niestety tracą na optymizmie w zestawieniu z zadłużeniem konsumentów, które również rośnie. Średni dług osoby wpisanej do Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej wynosi obecnie 21 940 zł, a więc o 13,9 proc. więcej niż jeszcze rok temu. Oznacza to, że przeciętnie zarabiający dłużnik na spłatę swoich zobowiązań musi pracować 3 miesiące i 20 dni, przeznaczając na ten cel całą pensję. Najwięcej czasu na pozbycie się długów potrzebują konsumenci z Lubelskiego, a najmniej osoby z Dolnego Śląska.
Wszyscy zadłużeni konsumenci wpisani do Krajowego Rejestru Długów do spłaty mają w sumie niemal 45,8 mld zł. Takich osób z długami jest w naszym kraju prawie 2,1 mln, co oznacza, że przeciętny dłużnik musi oddać 21 940 zł. Przy średnich zarobkach wynoszących 5968 zł netto, na uregulowanie tego zobowiązania trzeba pracować 3 miesiące i 20 dni. Jeszcze rok temu łączny dług sięgał 45,2 mld zł, a nierzetelny konsument miał do zwrotu 19 271 zł, na co musiał przeznaczyć pensję z 3 miesięcy i 18 dni.
Z danych KRD wynika także znaczna różnica pomiędzy aktualnym zadłużeniem kobiet i mężczyzn. Suma zadłużenia 743,5 tys. pań wynosi ponad 11 mld zł, a więc średnio oddać muszą 14,9 tys. zł, na co będą pracować 2 miesiące i 15 dni. Z kolei 1,3 mln panów do spłaty ma 34,7 mld zł, a więc średnio 25,8 tys. zł. By pozbyć się długu musieliby przeznaczyć na to całą pensję z prawie 4 miesięcy i 10 dni.
– Choć inflacja przestała już w tak dużym stopniu spędzać sen z powiek Polakom i w kwietniu br. wyniosła 2,4 proc., to pamiętajmy, że jeszcze rok temu było to 14,7 proc., jak wynika z danych GUS. Tak szybkie wzrosty cen dały nam w kość. Mimo że wynagrodzenia także rosły, to nie kompensowały wyższych kosztów życia. Analizy danych GUS wskazują, że w maju 2022 inflacja przegoniła nominalny wzrost wynagrodzeń i taka sytuacja utrzymywała się przez około rok. Jak wynika z Barometru Oszczędności KRD, pod koniec ubiegłego roku co piąty Polak w ogóle nie miał oszczędności, a jednej trzeciej wystarczyłyby one na miesiąc. Jedynie co czwarty respondent twierdził, że byłby w stanie utrzymać się z nich przez rok. Wzrost zadłużenia, który obecnie obserwujemy, to jeden z efektów tej sytuacji. Trzeba pamiętać, że problemy finansowe zazwyczaj narastają powoli i z czasem – zauważa Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Biorąc pod uwagę całą kwotę zadłużenia, najwięcej do spłaty mają konsumenci z województwa mazowieckiego (ponad 6,5 mld zł), następnie śląskiego (ponad 6,2 mld zł) oraz dolnośląskiego (4,1 mld zł).
Lubelskie musi pracować najdłużej
Porównanie danych GUS dotyczące średnich zarobków w poszczególnych województwach z informacjami z KRD o przeciętnym w nich zadłużeniu wskazuje, że najdłużej na spłatę swoich zobowiązań finansowych musieliby pracować mieszkańcy województwa lubelskiego. Łączne zadłużenie wynosi tam ponad 1,88 mld zł, a oddać te pieniądze musi 79,2 tys. konsumentów. Przy średniej pensji wynoszącej w tym regionie 5008 zł netto, musieliby przekazać na to całe wypłaty z aż 4 miesięcy i 22 dni. Na drugim miejscu są osoby z Podlasia, wśród których jest 42,8 tys. dłużników.
Średnia pensja wynosi tam 4979 zł, a łączne zadłużenie 2,41 mld zł, co oznacza, że aby je spłacić powinni oddać zarobki z 4 miesięcy i 10 dni. W sporych tarapatach są także mieszkańcy Świętokrzyskiego, gdzie łączny dług 44,4 tys. konsumentów wynosi 941,7 mln zł. Przeciętna pensja sięga 5004 zł. Statystyczny dłużnik z tego województwa ma do zwrotu 21,2 tys. zł, na co musiałby przeznaczyć pieniądze zarobione przez 4 miesiące i 7 dni.
– Trzeba pamiętać, że przeciętne zarobki podawane przez GUS, wynoszące w kwietniu br. 8271,99 zł brutto, a więc 5968 zł „na rękę”, dotyczą sektora przedsiębiorstw zatrudniających 10 i więcej pracowników. Te pensje są zawsze nieco wyższe niż średnia wypłata w całej gospodarce. Można więc przyjąć, że dłużnicy faktycznie spłacaliby swoje zobowiązania dłużej, co może być dla nich jeszcze bardziej niepokojące. Tymczasem są instytucje, które potrafią skutecznie w tym pomóc. Nikt nie jest w stanie przeznaczyć całej pensji na spłatę zadłużenia, dlatego warto podjąć rozmowę z firmą windykacyjną, którzy pomogą rozłożyć dług na raty dostosowane do indywidualnej sytuacji finansowej dłużnika – wyjaśnia Jakub Kostecki, prezes Zarządu firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.
Najszybciej długi odda Dolny Śląsk
Na Dolnym Śląsku jest 199,5 tys. osób wpisanych do Krajowego Rejestru Długów, a ich średnie zadłużenie wynosi 20,6 tys. zł. Zarabiają przeciętnie nieco więcej niż większość Polski – 6105 zł. Wynika z tego, że aby pozbyć się ciężaru finansowego każdy z nich powinien pracować 3 miesiące i 11 dni, czyli najkrócej w kraju. Nieco dłużej – w 3 miesiące i 13 dni, swoje zobowiązania spłacą także osoby z Łódzkiego, gdzie statystyczna pensja sięga 5438 zł. W województwie łódzkim jest 157,7 tys. dłużników, którzy zwrócić muszą w sumie 2,94 mld zł. Każdy z nich do spłaty ma 18,6 tys. zł.
Relatywnie szybko swoich długów pozbyliby się także mieszkańcy Wielkopolski, którzy są zadłużeni na 3,71 mld zł, a zarabiają średnio 5530 zł. Przeciętna osoba z długami ma do spłacenia 19,2 tys. zł, na co musiałaby pracować 3 miesiące i 14 dni.
Ciekawe wnioski można wyciągnąć porównując to zestawienie ze Wskaźnikiem rzetelności konsumentów opracowanych przez Rzetelną Firmę przy współpracy z KRD. Otóż z pierwszej szóstki województw, których mieszkańcy potrzebują najmniej czasu do spłaty długów, trzy (małopolskie, wielkopolskie i łódzkie) plasują się w gronie najbardziej rzetelnych, a trzy (mazowieckie, dolnośląskie i śląskie) pod względem rzetelności mieszkańców zajmują końcowe pozycje w rankingu.
– To są zamożne województwa, gdzie pensje są wysokie. Z jednej strony łatwiej więc zaciągać zobowiązania, dzięki wyższej zdolności kredytowej, ale z drugiej łatwiej też je spłacać. I rodzi się pytanie dlaczego w takim razie w jednych województwach ta rzetelność jest wyższa, a w drugich niższa, jeśli warunki ekonomiczne są podobne. Jestem przekonany, że odpowiedź tkwi w mentalności, w silnych więziach lokalnych, w presji ze strony środowiska, liczenia się z jego opinią, brakiem akceptacji dla określonych zachowań – komentuje Adam Łącki.