Perła barokowej architektury odzyskała dawny blask Położona blisko Oleśnicy Borowa Oleśnicka już niebawem będzie znana nie tylko z dwóch lokali gastronomicznych. Dobiegają końca prace remontowe w pięknym XVIII-wiecznym pałacu należącym w latach 1780-1945 do niemieckiej rodziny von Schwerin. Barokowa budowla z XIX wieku została przebudowana w stylu klasycystyczno-modernistycznym. W czasie II wojny światowej pałac był jedną ze składnic dzieł sztuki zorganizowaną przez Gintera Grundmana. Składowano tu cenne starodruki, książki i zbiory numizmatyczne. Część zbiorów ewakuowano w 1944 roku, jednak spora ich ilość tuż po wkroczeniu Armii Radzieckiej w 1945 roku oraz w latach kolejnych została bezpowrotnie zniszczona. Rosjanie stacjonowali tu od stycznia do października 1945 roku. Potem obiekt zamieniono w szkołę, a w zabudowaniach gospodarczych swoją siedzibę znalazł PGR. Z relacji sędziwych mieszkańców Borowej można dowiedzieć się o palonych w przypałacowym parku stosach książek i obrazów. Jeszcze dziś bez większego trudu w grząskiej parkowej ziemi wygrzebać można fragmenty porcelanowych miśnieńskich zastaw i elementów wyposażenia. W 2005 roku obiekt kupił od gminy Długołęka młody biznesmen z Warszawy, potomek znanego rodu ziemiańskiego Krzysztof Jabłonowski. Nowy właściciel pałacu niemal z marszu podjął się przywrócenia świetności okazałej budowli. Po dwuipółrocznych żmudnych i kosztownych pracach renowacyjnych dziś możemy podziwiać ich efekt. Obecna funkcja pałacu to hotel, restauracja i centrum SPA. W planach jest rewitalizacja pięknego 9-hektarowego parku i organizacja na jego terenie familijnych imprez plenerowych.
Z właścicielem pałacu przeprowadziliśmy rozmowę:
Skąd ta pasja?
Zawsze interesowałem się pałacami, budownictwem i architekturą miejską i pałacową. W pewnym momencie rzuciłem pracę i stwierdziłem, że pora zacząć się zajmować tym, co lubię i tym, co mnie pasjonuje. Kupiłem pałac tu właśnie w Borowej Oleśnickiej. Z wykształcenia jestem prawnikiem finansistą. Pochodzę z Warszawy, mieszkałem tam większość życia, dwa lata temu przeprowadziłem się do Wrocławia po zakupieniu pałacu w Borowej.
Czy te szczególne zainteresowania mają związek z Pana rodzinnymi tradycjami?
Moja rodzina miała wiele pałaców przed wojną, po wojnie, niestety, już nie. Przed Borową kupiłem i wyremontowałem dwór pod Warszawą. Pałac w Borowej jest drugim obiektem. W tej chwili jest restaurowany przez spółkę będącą moją własnością. Niedługo zostanie przekazany fundacji, którą założyliśmy, i następne obiekty będą remontowane i odtwarzane już przez fundację.
Czy zatrudnia Pan specjalistów?
Zatrudniam specjalistów budowlanych, natomiast większość rzeczy zabytkowych, wystroju wnętrz, elementów architektonicznych to są pomysły mojej żony i moje. My siedzimy w starych dokumentach, w zdjęciach, oglądamy stare dolnośląskie pałace, te, które przetrwały, i fotografie tych, których już nie ma. Próbujemy odtworzyć to, co kiedyś było. Szukamy we wszystkich pałacach choćby fragmentów starych zachowanych elementów wystroju. Dokumentujemy wszystko i próbujemy je odtwarzać w tym samym stylu. W Borowej praktycznie nic nie było. Wszystko było bezmyślnie niszczone. Te boazerie, kominki, które tu są, sufity, sztukaterie - to wszystko jest odtworzone na podstawie zachowanych małych kawałków, małych fragmentów, często porąbanych na części.
Jakie przeznaczenie będzie miał wyremontowany pałac?
Już jest 28-pokojowy hotel, do tego restauracja, 5 sal konferencyjnych. Docelowo będzie zrobionych jeszcze 7 apartamentów i z prawdziwego zdarzenia SPA z basenem. W pałacowych piwnicach ma powstać prawdziwa winiarnia. W tej chwili prowadzę rozmowy z dużą firmą kosmetyczną, która chce tu zrobić swoje główne, pokazowe SPA. Myślę, że do końca wakacji skończymy całą część rekreacyjną, tarasy i większą część parku. W planach jest amfiteatr na wyspie i oranżeria.
Ma Pan śmiałe plany...
Plany są śmiałe. Mam nadzieję, że dam radę. Mam syna i córkę w wieku 8 i 11 lat. Mieszkamy we Wrocławiu. Moje dzieci większość czasu muszą spędzać, podróżując po zamkach i pałacach na Dolnym Śląsku. W każdą sobotę rano, jak wstają, to mówią: Tato, Boże, znowu po jakiś zamkach będziesz nas ciągnął...
Borowa to nie koniec Pana poszukiwań?
Rzeczywiście, przymierzam się do kupna kolejnej ruiny w okolicy Świdnicy. Miałem wcześniej zamek w Międzylesiu, ale sprzedałem kolegom. W tej chwili zaczynają remont. Mam plan kupna jeszcze 5 pałaców na Dolnym Śląsku i utworzenie sieci hotelowej. Jest jeszcze parę obiektów bardzo zrujnowanych, jednak przepięknie położonych. Mam nadzieję, że mi się to uda.
Czy ma Pan znajomych, przyjaciół, którzy robią podobne rzeczy?
Jest sporo osób, takich, które często rzuciły pracę, po to, żeby restaurować zabytki. Posprzedawali domy, cały majątek po to, żeby zająć się tym.
Czy nie ma problemów z procedurami formalnymi przy remoncie zabytków?
Kłopoty sprawiają jedynie lokalni urzędnicy. Wojewódzki konserwator zabytków i fachowcy z PKZ-tów pomagają, jak mogą, na każdym kroku. I tu nie ma żadnych problemów. Dziwię się tym ludziom, którzy narzekają na konserwatorów, bo akurat mnie spotyka wszystko, co najlepsze. Natomiast przysłowiowe schody zaczynają się na poziomie gminy. Niektórzy urzędnicy starają się przeszkadzać na każdym kroku. Ale dajemy radę.
Żeby podjąć się takiego wyzwania, potrzebna jest spora gotówka?
Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają... Ale prawdą jest, że spośród osób, które zabierają się za takie przedsięwzięcie, jest wielu finansistów. To są doradcy prezesów banków, zarządów dawnych banków czy firm finansowych, maklerzy, finansiści. Z moich znajomych - tych, co budowali zamki na Dolnym Śląsku - to wszyscy są ludzie z biznesu, którzy odeszli z dużych firm, dużych korporacji i zaczęli odrestaurowywać zamki. To są pasjonaci, którzy starają się ratować stare zamki i pałace. Niekoniecznie sami je remontują, ale wciągają różnych ludzi, firmy, inwestorów, firmy ubezpieczeniowe. Jest to pasja połączona z inwestowaniem. Trochę w tym szaleństwa.
autor: Grzegorz Huk
http://www.panoramaolesnicka.pl/artykul,Troche_szalenstwa,2642.htm