[size=150:2vkwcwro]BUDOWNICTWO, STABŁOWICE Sąd zajmie się pomyłką radnych [/size:2vkwcwro]
Nagle zmieniono przepisy dotyczące wielkości domów na Stabłowicach. - To manipulacja - uważają ludzie.
Mieszkańcy Stabłowic czują się oszukani przez wrocławskich radnych i zamierzają zaskarżyć ich decyzję do sądu. Uważają, że w uchwalonym dwa lata temu planie zagospodarowania ich osiedla doszło do manipulacji. Bezprawnie - przekonują - zmieniono wysokość budynków, które będą mogły powstać w sąsiedztwie ich domków.
Kiedy w 2006 roku rada miejska uchwaliła plan, mieszkańcy ulicy Olbrachtowskiej byli pewni, że po drugiej stronie drogi powstaną domy, które będą miały najwyżej trzy kondygnacje. Tak bowiem wynikało z treści planu.
Ale kilka miesięcy temu w biuletynie urzędowym województwa dolnośląskiego ukazało się "sprostowanie omyłki pisarskiej". Jego skutkiem jest zmiana interpretacji zapisów planu. Okazało się, że plan zawierał błąd i nowe budynki przy Olbrachtowskiej mogą mieć nawet pięć, a nie trzy kondygnacje.
Ludzie dziwią się jak taka zmiana mogła być wprowadzona poprzez "sprostowanie". Bez konsultacji z mieszkańcami projektu uchwały, bez dyskusji i głosowania w radzie miejskiej.
A tak właśnie prawo nakazuje uchwalać plany zagospodarowania przestrzennego. Tymczasem w tym przypadku przewodnicząca rady Barbara Zdrojewska napisała do wojewody, że doszło do pomyłki, a wojewoda opublikował stosowne sprostowanie.
I cała procedura, bez pytania o zdanie mieszkańców, została zakończona. Stabłowiczanie są oburzeni.
- Gdybyśmy wiedzieli, że budynki będą miały pięć, a nie trzy piętra, nigdy byśmy nie kupowali tutaj działki i nie budowali się - mówi Małgorzata Tarasewicz.
Jej sąsiadka - Małgorzata Lewandowska - napisała nawet w tej sprawie doniesienie do prokuratury.
Urzędnicy przekonują, że cała sprawa to nieporozumienie. Ich zdaniem, nie doszło do żadnych manipulacji, a "sprostowanie" pomyłki nie spowodowało żadnej merytorycznej zmiany.
Do pomyłki doszło pod koniec pracy nad planem, kiedy projektem uchwały zajmowali się radni.
Plan przeredagowano zapominając o kilku paragrafach. W efekcie powstały przepisy, których nie dało się zastosować w praktyce. Ale pomyłka była tak drobna, że sami urzędnicy nie zauważyli jej przez dwa lata.
- Powstał zapis, który nie miał żadnego sensu. Był nielogiczny, zawierał wewnętrzną sprzeczność - tłumaczy Tomasz Ossowicz, dyrektor Biura Rozwoju Wrocławia.
- Ludzie zamiast zgłosić się do urzędu i wyjaśnić sprzeczne zapisy, sami zinterpretowali je tak jak było dla nich korzystniej - twierdzi dyrektor.
Problem w tym, że uchwała jest mocno skomplikowana. Zawiera mnóstwo symboli, którymi oznaczone są różne tereny na Stabłowicach. Na różnych częściach osiedla obowiązują różne warunki budowania. Mieszkańcy Stabłowic nie zauważyli, że czytają bezsensowne i sprzeczne przepisy.
Sprawa, na wniosek mieszkańców, trafi teraz do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Będzie on musiał orzec, czy taka pomyłka jak ta z uchwały o Stabłowicach nadaje się do "sprostowania". Czy też trzeba przeprowadzić długą i skomplikowaną procedurę nowelizacji uchwały rady miejskiej.
Jeżeli mieszkańcy wygrają, urząd miejski będzie musiał przygotować nowelizację planu zagospodarowania Stabłowic. A mieszkańcy uzyskają możliwość złożenia do niego swoich uwag. Wtedy będą mogli oprotestować pięciokondygnacyjne budynki planowane w sąsiedztwie. Chociaż radni będą mogli uwagi te odrzucić.
Zatrudniony przez mieszkańców prawnik - dr Paweł Bojarski - jest pewien, że pomyłka z uchwały o Stabłowicach nie nadaje się na sprostowanie taką drogą, jak to zostało zrobione.
- Gdyby to była pomyłka w dacie. Na przykład ktoś zapisał, że przepis wchodzi w życie 1 stycznia 1009 roku, byłoby jasne, że chodzi o rok 2009 i można to sprostować - przekonuje.
http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/934430.html