Wszystko zaczęło się od tego, że głośno zaczęło się mówić, iż śmieci jest za dużo, wysypisko w Baryczy się zapełnia, Unia Europejska narzuca pewne normy, prawa związane z segregacją, utylizacją odpadów w miastach, bo to miasta generują ich najwięcej, a w ziemi ich w nieskończoność chować ich nie można, ze względu na skażenie gleby i wód gruntowych. Miasto postanowiło wybudować ogromny zakład termicznej utylizacji śmieci, zwany spalarnią, zważywszy, że pomaga w tym Wspólnota Europejska zwracając dużą część poniesionych kosztów budowy. Ale pojawił się dylemat, gdzie ją wybudować? Płaszów był na początku brany pod uwagę ze względu na sąsiedztwo elektrociepłowni w Łęgu, ale mieszkańcy podczas licznych konsultacji protestowali – wszędzie, gdziekolwiek byle by nie w naszej okolicy. Spalarnia – po wielu perypetiach związanych z wyborem miejsca i
protestami mieszkańców - klamka zapadła – będzie budowana przy ul. Giedroycia w Mogile.
Ma rocznie spalać ok. 220 tys. ton odpadów, a produkowana w niej energia
ma ogrzewać krakowskie mieszkania, oraz wytwarzać energie elektryczną, Miasto budując w tym miejscu spalarnię, zobowiązało się w ramach rekompensaty dla mieszkańców Nowej Huty, ze względu na uciążliwe sąsiedztwo, bądź co bądź to jednak spalarni, zadbać o inwestycje w Nowej Hucie, czyli przestrzeń publiczna – drogi, w tym remont i przebudowę bardzo ważnej drogi wyjazdowej – Igołomska, remont chodników, torowisk, ławki, parki, boiska, baseny, remonty szkół itd.
Ok, miejsce jest, ale nadal nie wiadomo jak ten obiekt będzie wyglądał, więc jako, że jest to obiekt użyteczności publicznej, przemysłowy co prawda, ale za publiczne pieniądze, należy zorganizować konkurs architektoniczny, że spalarnie to obiekty dość kontrowersyjne i niechciane, wszędzie nie tylko w Polsce ale i na świecie, i jest traktowane jako zło konieczne, i aby złagodzić i zrekompensować uciążliwość obiektu mieszkańcom, architekci i inwestorzy takich obiektów starają się nie przebierać w środkach, projektują obiekty futurystyczne, kolorowe, jakby z innego świata, świata fantazji i iluzji, cel jeden, musi się podobać, i najlepiej jakby zlewał się z otoczeniem. bardzo często tego typu zakłady są lokalizowane w centrum miast, Kraków, oddelegował spalarnie aż za daleko, ale z kolei łatwiej zaprojektować coś dużego o dużej mocy, dla dużego miasta.
Projekt został wybrany. Przygoda moja z spalarnią rozpoczęła się od gorączkowego przeczesania okolicy, znałem tylko nazwę ulicy, nic poza tym, żadnego numeru nic, na miejscu puste przestrzenie, pola, wąska ulica i pędzące po nich tiry, jeździłem tam i z powrotem dedukując w wyobraźni, gdzie powstać może duży wąski zakład, bazując tylko na podstawie zapamiętanej wizualizacji, kręciłem się w pobliżu rozdzielni przesyłowej prądu dużej mocy, i podświadomie wiedząc, że jeżeli spalarnia ma wytwarzać prąd, musi być w bliskim sąsiedztwie z tą stacją przesyłową. I nie myliłem się, prace budowlane tzn. karczowanie lasu rozpoczęło się dokładnie w tym miejscu – podczas kolejnej wizyty moim oczom ukazało się duże 10 hektarowe połacie ziemi, główny wykonawca inwestycji był już wybrany i rozpoczął właśnie przygotowywanie terenu pod inwestycję, przygotowania odbywały się dość ślamazarnie, pierwsze kontenery, grodzenie, pierwsi ochroniarze. Wysokie ogrodzenie –duży obiekt, wiedziałem, że będą problemy – jak robić fotorelacje tego dużego i skomplikowanego obiektu? Ochrona patrzy wilkiem, kamery. Nie będę ukrywał – obiekt trudny do fotorelacji nawet bardzo, chodziły mi po głowie myśli, aby go sobie odpuścić, a obcinać go tylko powierzchownie z ulicy... ale nie, postanowiłem jednak ambitnie podejść do tego obiektu, obiekt ten jest bardzo ważny dla Miasta, regionu, tak samo ważny jak hala sportowa, lotnisko czy stadion. Szukałem, brodziłem po błotach, zaroślach szukając miejsc i ścieżek, punktów widokowych, budowa raczkowała, pojawiły się pierwsze prace ziemne, na budowie nie było jeszcze prądu, i to dość długo, bardzo mnie to dziwiło – przecież w sąsiedztwie baza przesyłowa, pracowali na początku przy agregatach prądotwórczych, ale już po kilku miesiącach prąd już był, pojawił się właśnie pierwszy żuraw. Teren wokół całego budowanego obiektu miałem już w jednym palcu, wiedziałem dokładnie gdzie iść i z jakich miejsc mam widok na budowę.
Pewnego razu, przy ogrodzeniu robiłem zdjęcia, na budowie prace trwają, w obiektywie widzę dwóch Koreańskich pracowników z nadzoru w białym kasku, jaskrawo-zielono-żółtych kurtkach, widzę podchodzą do mnie, jeden mówi po polsku, drugi ani słowa. Uśmiechnięci i życzliwi, nie mieli pretensji, że robię zdjęcia, ale z obawy o moje bezpieczeństwo zaproponowali, abym umawiał się z nimi telefonicznie na fotorelacje na budowie, tak też się stało, umówiliśmy się na spotkanie, czekając o umówionej godzinie pod bramą witały mnie niespokojne spojrzenia panów z ochrony, pod bramę podjechało auto, z dwójką znajomych spod ogrodzenia w jaskrawych kurtkach, przywitaliśmy się, zaproponowali, że mnie podwiozą, wsiadłem, ale nie pozwolili w trakcie jazdy robić zdjęć, Ok, pomyślałem, że poddam się przewodnikom. Zaprosili mnie do centrum dowodzenia budową czyli biura budowy, w tym także biuro projektowo zarządzających całym przedsięwzięciem, ktoś się zainteresował moją obecnością, ale go szybko zbyli, zaproponowali herbatę, abym usiadł, pamiętam, że na ścianie wisiał wielki okazały projekt głównego i najważniejszego elementu – pieca, chwyciłem za aparat, przystawiłem do oczu, ale zdjęcia nie zrobiłem, kierownik zabronił, okazało się, że główny inwestor Krakowski Holding Komunalny nie wyraża zgody na tego typu wizyty na budowie, mimo iż wykonawca wyszedł z taką propozycją jako pierwszy i nic nie ma przeciwko tego typu promocji na polskim rynku budowlanym, to zgodę na tego typu wizyty zmuszony jestem osobiście załatwić u samego inwestora, dzwoniąc, pisząc, prosząc itd. No cóż, panowie z nadzoru przepraszali i prosili, abym załatwił sobie takie pozwolenie u inwestora, zgoda u wykonawcy jest, brakuje tylko zgody inwestora, żegnając się obiecałem, że postaram się o taką zgodę, ale jednocześnie obiecałem, że bez względu na efekt moich starań będę sumiennie obserwował i relacjonował budowę. Oczywiście takiej zgody nie udało mi się załatwić. Mimo to budowę śledziłem na bieżąco.
Obiekt jest już ukończony, prezentuje się okazale, jest starannie wykończony, mam nadzieję, że będzie służył długo i bez awarii, oczywiście nie miałem okazji podziwiać go od środka, ale oczami wyobraźni wiem co jest w środku, ponieważ śledziłem budowę od samego początku. Najważniejsze, aby zakład spalał śmieci jak najwięcej, wytwarzał dużo prądu i ogrzewał nasze domy.