Branża budowlana czeka na lepsze czasyfot. investphoto.pl

Branża budowlana czeka na lepsze czasy

Polska
Kajtman
Kajtman
REKLAMA
Choć sytuacja w sektorze budowlanym jest zróżnicowana, jego przedstawiciele najmocniej odczuwają skutki spowolnienia w inwestycjach. Mimo przekraczającego 20 proc. udziału w tworzeniu polskiego PKB, muszą liczyć jedynie na siebie, by przetrwać trudny okres i być w stanie wykorzystać nadchodzącą poprawę koniunktury.
Część firm budowlanych wciąż jeszcze boryka się ze skutkami „boomu” sprzed kilku lat, inne zaczynają popadać w kłopoty, związane z zahamowaniem inwestycji i spadkiem zamówień, widocznym od kilku miesięcy, jeszcze inne radzą sobie całkiem dobrze, dzięki dużemu popytowi na rynku mieszkaniowym. Sytuacja jest więc zróżnicowana, bo i w skład branży wchodzą różnorodne sektory. Statystycznie całość wygląda niepokojąco. Od połowy 2015 r. produkcja budowlano-montażowa liczona rok do roku spada, a skala tej tendencji coraz bardziej się powiększa. W sierpniu wartość produkcji była niższa niż przed rokiem aż o 20,5 proc., notując największy od trzech lat spadek. W niektórych dziedzinach, szczególnie w przypadku robót inżynieryjnych i budownictwie infrastrukturalnym oraz przemysłowym, można mówić wręcz o załamaniu. Nie brakuje firm, których przychody w drugim kwartale były o 30-40 proc. niższe niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Warto zaś podkreślić, że dzieje się to w czasie, gdy gospodarka rozwija się w przyzwoitym, a w porównaniu z większością krajów europejskich, bardzo wysokim tempie, rynek pracy jest w kondycji najlepszej od ćwierć wieku, a stopy procentowe pozostają od dłuższego czasu na rekordowo niskim poziomie. Część z tych „sukcesów” stanowi zresztą dla sektora budowlanego poważne obciążenie, a z części nie mają sposobności skorzystać. Mowa o rosnących kosztach zatrudnienia oraz trudnościach ze zdobyciem pracowników oraz wciąż restrykcyjnej polityce kredytowej banków, wobec branży, nadal ocenianej, jako charakteryzującej się podwyższonym ryzykiem. O bankowe finansowanie nie jest więc łatwo, a jeśli już uda się je uzyskać, to z pewnością na warunkach dalekich od preferencyjnych. Wyśrubowane marże niwelują wpływ niskich stóp procentowych, a wymagane zabezpieczenia i konieczność spełnienia dodatkowych warunków, eliminuje bądź poważnie utrudnia korzystanie z kredytu.
W pewnym sensie mamy do czynienia ze zjawiskami podobnymi, jak w latach 2008-2010, czyli tuż po globalnym kryzysie na rynkach finansowych, gdy firmy deweloperskie i budowlane zostały odcięte od finansowania bankowego, a w czasie rodzącego się ożywienia inwestycyjnego, by przetrwać, zmuszone były do uczestniczenia w wyniszczającej wojnie cenowej. Konkurując w ten sposób o kontrakty i zlecenia, ponownie wpadały w kłopoty, skutkujące falą mniej i bardziej spektakularnych upadłości. 
REKLAMA
Doświadczenia z tamtych lat dają podstawę do rozegrania zbliżającej się poprawy koniunktury w budownictwie w znacznie bardziej korzystny sposób. Do tego także potrzebne jest zapewnienie odpowiedniego finansowania i to już na wczesnym etapie przystępowania do realizacji nowych kontraktów. Dotyczy to w szczególności przetargów w formule „projektuj i buduj”, charakteryzujących się wyższą czasochłonnością i kosztami, leżącymi po stornie wykonawcy. W zakresie finansowania, warto pamiętać, że we wspomnianym trudnym pokryzysowym okresie, wiele firm deweloperskich i zajmujących się budownictwem, było w stanie funkcjonować i rozwijać się dzięki raczkującemu jeszcze wówczas rynkowi obligacji korporacyjnych, na którym kapitału użyczają inwestorzy, kupując papiery dłużne firm. Wiele przedsiębiorstw z tej formy korzysta z powodzeniem do dziś. Deweloperzy stanowią na obecnie znacznie bardziej już rozwiniętym rynku obligacji, jedną z najbardziej licznych grup emitentów tych papierów. Biorąc pod uwagę tylko papiery aktualnie notowane na giełdowym rynku Catalyst, deweloperzy pozyskali tą drogą prawie 4,5 mld zł, przy średnim oprocentowaniu na poziomie nieco powyżej 5 proc. W tym gronie znajdują się zarówno duże podmioty, emitujące obligacje o wartości kilkuset milionów złotych, jak i niewielkie firmy, realizujące projekty w skali kilku milionów złotych. Rynek ten wciąż otwarty jest na oferty przedsiębiorców z branży budowlanej, którzy do tej pory korzystają z tej formy w znacznie mniejszym zakresie. Cały rynek obligacji firm wart jest obecnie około 66 mld zł, konkurując w coraz bardziej zauważalny sposób z finansowaniem bankowym, a jednocześnie stanowiąc jego istotne uzupełnienie.
Piotr DziuraCzłonek Zarządu Gerda Broker

Komentarze (0)

Napisz komentarz
REKLAMA