Jeśli marzy ci się cisza i spokój, brak natrętnych sąsiadów, a przy tym nie boisz się nowości, to pływający dom będzie idealny dla ciebie.
Pierwsze pływające domy cumowały we Wrocławiu, w pobliżu Ossolineum jeszcze przed wojną. Od tamtego czasu, inwestycje te zostały mocno zapomniane. Na pierwszy nowoczesny dom na wodzie Polska musiała czekać do 2005 roku. Postawił go Kamil Zaremba. Jak można wyczytać z jego wypowiedzi umieszczonych na stronie (www.domnawodzie.pl przyp. red.), jego marzenie się spełniło.
Po przetarciu szlaku przez pana Zarembę, na kolejne pływające lokum, nie trzeba było długo czekać. Realizację tego projektu podjęła się polsko-hiszpańska pracownia Isola System, czyli Wojtek i Alejandro. Ich dom na wodzie zacumował w pobliżu Politechniki Wrocławskiej. Tak jak inne projekty Isoli System, jest to dom modułowy, tyle że na falach. Po wrocławskim sukcesie firma chce podbić teraz rzeki całej Europy.
Wrocławskie projekty to klasyczne domy na wodzie, czyli budowle na pływakach, które trzeba holować, gdy chce się je przemieścić. Fundamentem takiego lokum jest betonowe pływadło. Na nim stawia się konstrukcję szkieletową ze styropianu i stali. Kablami z nadbrzeża prowadzi się wodę, prąd i odprowadza ścieki. Ciepło zapewnia pompa napędzana energią z rzeki. Budowa takiego domu trwa około półtora roku.
Pierwszy dom jest o powierzchni dwustu metrów kwadratowych. Wygospodarowano w nim kuchnię, kilka pokoi i łazienek. Na dachu zaś umieszczono wspaniały taras.
Drugi dom jest lekki, ma 65 metrów, w całości jest z łączonych modułów styropianowo-aluminiowych, bez betonowej podstawy. Cały montaż budynku zajął tylko kilka godzin. Projekt zakłada, że jeśli właścicielowi znudzi się wariant wodny, można go wyjąć i osadzić na gruncie. Do tego nie wymaga pozwoleń i daje poczucie niezależności. W domu tym mieszka Alex Capedevilla z Barcelony, właściciel agencji reklamowej, wraz z żoną.
Fundamentalnym pytaniem przed postawieniem domu na wodzie jest to, czy chce się na nim pływać, czy tylko właściwie cumować w porcie. Gdy to pierwsze, to trzeba pamiętać, że dopiero od Bydgoszczy zaczyna się porządny szlak wodniacki, który pozwala wypłynąć z Polski. Im dalej na zachód, to drogi wodne stają się coraz lepsze, można je nawet nazwać wodnymi autostradami Europy.
Dom z własnym silnikiem znajduje się w Warszawie, ale jest to po prostu barka mieszkalna z kadłubem 15 na 3,5 m. Dużo mniejsza niż wrocławskie jednostki. Cena domu na wodzie z własnym napędem kształtuje się od ok. 6 tys. zł za metr kwadratowy. Trzeba dodać, że w koszt wliczone jest już pełne wyposażenie, ocieplenie i ogrzewanie (w większość polskich domów na wodzie jest to ogrzewanie gazowe). Po przeliczeniu wszystkiego, wychodzi, że jest to inwestycja tańsza, niż wybudowanie i urządzenie domu na gruncie.
To co się zyskuje, to przestrzeń, jakiej nie ma w bloku. Wspaniały, wyciszający widok za oknami, a zimą lodowisko. I brak uciążliwych sąsiadów. Przecież nikt nie spotkał jeszcze ryb, które głośno by się kłóciły.
Wyjątkową korzyścią mieszkania w domu na wodzie, zwłaszcza we Wrocławiu, jest brak strachu przed powodzią. Pływający budynek w żaden sposób nie ucierpi od wielkiej wody, będzie tylko unosić się razem z nią jak arka. Jedynie warto zaopatrzyć się w dodatkowe liny, z których zrobi się zapasowe cumy.
Niestety, nie wszystkie sprawy przedstawiają się tak różowo. Przed chcącymi zainwestować w pływającą posiadłość czekają niestety trudności związane z brakiem miejsc do cumowania, zamkniętymi śluzami, niezagospodarowanymi kanałami i płytkim, zaśmieconym dnem.
Może, gdy Odrę zacznie się bardziej doceniać i odkrywać jej magiczne piękno, pływające domy nie będą już taką sensacją i staną się bardziej popularne.
as