Poszukiwanie sposobu na skrócenie czasu potrzebnego do formalnego przygotowania inwestycji trwa od lat. W praktyce mamy dwie równoległe rzeczywistości: WZiZT oparte na analizie dobrego sąsiedztwa (gorzej, jak go nie ma!) i Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP).
W przypadku pierwszej, inwestor musi czekać od sześciu miesięcy do dwóch lat. Natomiast jeśli jest obowiązujący plan - wytyczne funkcjonalne i projektowe zawarte w nim są wystarczające do podjęcia prac projektowych. Nie wiem tylko, czy ktoś się zastanawiał, dlaczego do dzisiaj, mimo że od momentu wprowadzenia ustawy o MPZP minęło już wiele lat, nadal mało która gmina jest w pełni nimi pokryta. Gdyby tak było, niesamowicie przyspieszyłoby to cały proces inwestycyjny. Moim zdaniem dotykamy tu nierozwiązanego problemu ekonomicznego. Otóż sporządzone i uchwalone plany implikują dla gmin poważne obowiązki i wydatki, związane z realizacja infrastruktury drogowej i sieciowej. W konsekwencji niektóre gminy zaciągnęły znaczące długi z tego tytułu. Najlepszym przykładem jest szybko rozwijająca się podwarszawska Białołęka, która uchwaliła MPZP dla ponad 60% swojego obszaru.
Tak więc nierozwiązane problemy możliwości i narzędzi finansowania się samorządów w zakresie realizacji infrastruktury próbuje się zastąpić zmianą w samym prawie budowlanym. Jednocześnie przerzuca się odpowiedzialność za formalną prawidłowość inwestycji na projektanta i kierownika budowy. W rzeczywistości, tak naprawdę, na inwestora, gdyż mimo najlepszej wiedzy zawodowej i ubezpieczeń związanych z prawem do wykonywania zawodu, żadna z wyżej wymienionych osób nie jest w stanie pokryć kosztów wynikających z wstrzymania lub zamknięcia budowy. Zresztą jako architekt, powiem szczerze, nie podjęłabym się takiej odpowiedzialności, szczególnie za obowiązujące dzisiaj na rynku polskim stawki. I tak ponosimy ogromną odpowiedzialność za całą część techniczno-budowlaną.
I tak np. wymagana jest zgoda konserwatora zabytków przy zmianach tylko wewnątrz obiektów współczesnych, jeśli leżą w strefie objętej ochrona konserwatorską; analizy środowiskowe, gdzie do wniosku należy złożyć tak szczegółową informację, jakby już się posiadało projekt budowlany itp. Najczęściej suma tych wszystkich uzgodnień niewspółmiernie przedłuża cały proces i tu należałoby poszukać rozwiązań, dyscyplinujących jego uczestników. Na marginesie mogę wspomnieć, że PZFD wykonało wewnętrzne badanie w formie ankiety, gdzie sprawdzano czasokres wydawania podstawowych dokumentów inwestycyjnych jakim jest pozwolenie na budowę i warunki zabudowy. Musze przyznać, że Wrocław nie wypadł w tym rankingu najlepiej…
Wracając natomiast do naszego największego problemu ekonomicznego, związanego z infrastrukturą. Jeśli nie zostanie on wyjaśniony na początku procesu inwestycyjnego, w okresie jego przygotowania, to wróci on do inwestora na etapie późniejszym, w okresie realizacji lub nawet samych odbiorów. Wówczas, jeśli spowoduje przestoje, może kosztować dużo więcej!
Podsumowując, uważam że warunkiem powodzenia nowej ustawy będzie jej kompleksowość, czyli połączenie elementów prawa budowlanego z ustawą o zagospodarowaniu przestrzennym.
http://blog.archicom.pl/