Dochody ze sprzedaży gminnego majątku będą w tym roku o prawie 100 mln złotych niższe niż pierwotnie założono w budżecie Wrocławia na 2012 rok. To efekt przede wszystkim mniejszych wpływów z tytułu leasingu zwrotnego, a także słabszego zainteresowania kupnem miejskich gruntów i budynków. - Z ekonomicznego punktu widzenia to nie jest dla miasta najlepszy moment na sprzedaż nieruchomości - tłumaczą eksperci.
O powiększającej się dziurze w budżecie Wrocławia pisaliśmy już w połowie października. Przypomnijmy, w myśl przyjętej uchwały o zmianie budżetu, dochody miasta zmniejszyły się o blisko 188 mln złotych, a wydatki zmalały o prawie 74 mln złotych. Prosta arytmetyka nie pozostawia więc złudzeń - deficyt Wrocławia zwiększył się o 114 mln złotych i wynosi już 160 mln złotych. Aby go pokryć, miasto musi zaciągać kredyty. Najpierw pożyczyło 46 mln zł z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Teraz zaciągnie kolejną pożyczkę z banku na 114 mln złotych.
Przyjrzeliśmy się dokładnie, jak wygladają w tym roku wpływy miasta ze sprzedaży nieruchomości.
W budżecie na 2012 rok zakładano, że tegoroczne dochody ze sprzedaży majątku przekroczą 453 mln złotych. Dziś wiemy, że te założenia były nierealne, a na ostatniej sesji Rady Miejskiej wyliczenia skorygowano. I to aż o 94,6 mln złotych - tyle pieniędzy mniej miasto zarobi na sprzedaży swoich obiektów.
Na tę kwotę złożyły się m.in. niższe o 32 mln złotych wpływy z tytułu leasingu zwrotnego. Chodzi o taki rodzaj umowy, w której miasto najpierw sprzedaje swoje budynki, a potem bierze je w leasing i nadal z nich korzysta.
- Udało się zakończyć jedną transakcję na kwotę 82 mln złotych - wyjaśniał na październikowej sesji Rady Miejskiej skarbnik miasta Marcin Urban.
Ta udana transakcja to sprzedaż trzech budynków urzędu miejskiego przy ulicy Zapolskiej, Świdnickiej i Piłsudskiego.
Z kolejnych tego typu transakcji urzędnicy zrezygnowali, bo najprawdopodobniej i tak nie znaleźliby kontrahentów.
- Ponieważ obecnie nie są prowadzone kolejne postępowania przetargowe na sprzedaż nieruchomości i ich użytkowanie w ramach leasingu zwrotnego, na sesji październikowej zostały zmniejszone planowane całoroczne dochody z tego tytułu - tłumaczy Julia Wach z biura prasowego magistratu.
Wśród tych 94,6 mln złotych, o które obniżono dochody miasta są też 62,6 mln złotych z tytułu sprzedaży składników majątkowych. Jak wyjaśniał na sesji Rady Miejskiej skarbnik Wrocławia, w tej kwocie mieści się m.in. zmniejszenie planu sprzedaży sieci deszczowej do MPWiK z 50 do 25 mln złotych (część pieniędzy przesunięto na przyszły rok), a także zmniejszenie planu sprzedaży pozostałego majątku o 30 mln złotych.
Ten pozostały majątek to m.in. miejskie nieruchomości - w tym roku niepowodzeniem zakończyła próba sprzedaży kilku prestiżowych gruntów i budynków, jak chociażby działki przy Stadionie Miejskim za 80 mln złotych czy lokalu w kamienicy w Rynku za 13 mln złotych.
- Plan budżetu w pozycji sprzedaż składników majątku gminnego (nieruchomości zabudowane i niezabudowane) wynosił 209 mln złotych i jego wykonanie jest planowane w 100% - zapewnia Julia Wach.
Czy rzeczywiście to się uda, przekonamy się pod koniec grudnia. Obecnie miasto wciąż próbuje sprzedać kilkadziesiąt gruntów i budynków na terenie całego Wrocławia.
Eksperci rynku nieruchomości podkreślają, że jest wiele osób, które żyją z tego, że kupują nieruchomości na aukcjach czy przetargach organizowanych przez miasto.
- Na takich licytacjach zazwyczaj nie ma wielu uczestników, więc potencjalni kupujący nie przebijają się powyżej cen rynkowych. Przeważnie są to mieszkania w kamienicach, nadające się do remontu, czasami zadłużone - wyjaśnia Jerzy Węglarz z Home Broker.
Często na takich transakcjach miasto traci pieniądze.
- Ostatnio była taka aukcja, na której można było nabyć 100-metrowe mieszkanie w centrum Wrocławia w cenie 3,5 tys. za metr kwadratowy. Po zrobieniu remontu można było je sprzedać w cenie 5 tys. zł za mkw. - podkreśla Jerzy Węglarz.
Znawcy rynku tłumaczą, że z ekonomicznego punktu widzenia dla miasta nie jest to najlepszy moment na sprzedaż nieruchomości, bo cena wywoławcza mogłaby być wyższa, gdyby ceny nieruchomości były wyższe.
- Niemniej jednak patrząc na to, że jest to transakcja w danym miejscu i danym czasie, na pewno zastrzyk gotówki jest korzystniejszy niż utrzymywanie nieruchomości. Poza tym, ceny jeszcze mogą spaść, więc paradoksalnie pomimo dotychczasowych spadków cen może to być nadal korzystne dla miasta, aby nie sprzedać jeszcze taniej - dodaje Jerzy Węglarz.