Polscy deweloperzy są jedną z najmniej zadłużonych gałęzi budownictwa, w przeciwieństwie do tych, którzy na ich rzecz pracują. 4 644 firm inwestujących we wznoszenie budynków ma zaległości finansowe na prawie 193 mln zł. Jak podaje Krajowy Rejestr Długów Biuro Informacji Gospodarczej, w ostatnich miesiącach udało im się jeszcze zmniejszyć zadłużenie do poziomu sprzed pandemii. Jednak na horyzoncie czekają nowe wyzwania: miliardowe długi podwykonawców, rosnące koszty materiałów budowlanych i robocizny oraz spadek popytu na nowe mieszkania.
Polskie firmy deweloperskie budujące domy na sprzedaż od lat utrzymują dobrą kondycję finansową. Ich dług widniejący w KRD wynosi obecnie 192,9 mln zł. Deweloperom szybko udało się więc odbudować straty spowodowane pandemią.
Niskie długi, szybkie odbicie
– Po pojawieniu się koronawirusa w Polsce zadłużenie deweloperów zaczęło przyrastać z miesiąca na miesiąc. Najwyższy jego poziom Krajowy Rejestr Długów odnotował na koniec lutego 2021 roku. Niespłacone należności sięgnęły wtedy niemal 220 milionów złotych. Po kilku miesiącach wahań, od października ubiegłego roku, kwota ta zaczęła już jednak widocznie spadać. Na koniec stycznia bieżącego roku sięgała blisko 193 milionów złotych. Co prawda, dziś liczba zadłużonych deweloperów jest nieco wyższa niż w marcu 2020 roku, jednak suma ich zaległości jest już mniejsza o niemal 3 miliony złotych. Średni dług jednego dewelopera to obecnie 41,5 tysięcy złotych – podaje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Prezes KRD zwraca jednocześnie uwagę, że to nie jest pełen obraz sytuacji. Budownictwo od lat jest branżą, w której moralność płatnicza jest niska, a niepłacenie w terminie lub w ogóle nagminne. Firmy pracujące w tym sektorze gospodarki są niejako przyzwyczajone do tej sytuacji i z tego powodu rzadziej i później podejmują bardziej stanowcze działania wobec swoich dłużników, jak choćby wpisanie długu do Krajowego Rejestru Długów. Bardzo często decydują się na to dopiero wówczas, kiedy same z braku zapłaty zaczną się mocno zadłużać. Problem z zatorami płatniczymi w branży widać szczególnie wśród przedsiębiorstw wznoszących budynki i wykonujących prace wykończeniowe. Łącznie mają one ponad pięciokrotnie wyższe długi niż deweloperzy zlecający im prace. Ich suma przekracza 1 miliard złotych. To jest zresztą miecz obosieczny, bo zadłużeni wykonawcy mogą nie być w stanie realizować kolejnych zleceń, gdy zostaną odcięci od dostaw materiałów budowlanych przez hurtownie, czy stracą pracowników, którzy nie otrzymali pensji.
Mazowsze zbudowało najwięcej długów
Jeśli wziąć pod uwagę długi widniejące w KRD, to najczęściej wierzycielami branży są instytucje finansowe, głównie banki i ubezpieczyciele. Zobowiązania wobec nich stanowią 1/3 kwoty, którą deweloperzy są winni innym. Na uregulowanie 37,4 mln zł liczą też firmy z ich własnej branży, czyli budownictwa. Na niewiele mniej, bo na 31,4 mln zł z kolei czeka sektor handlu.
Pod względem formy prawnej 51 proc. dłużników wśród deweloperów stanowią spółki prawa handlowego, a 49 proc. jednoosobowe działalności gospodarcze. Spółki mają też więcej do oddania, bo 137 mln zł, a więc 71 proc. całego długu inwestorów.
– Najczęściej zadłużonego dewelopera można spotkać na Mazowszu. Tutejsze firmy z tego sektora nie zapłaciły swoim wierzycielom 56 milionów złotych. W pozostałych województwach skala zaległości jest już mniejsza. Śląskie z 20,6 milionów złotych zajmuje tu drugie miejsce, a wielkopolskie z 16,6 milionami plasuje się tuż za nim. Po przeciwnej stronie, czyli z najmniejszym zadłużeniem są przedsiębiorcy z województw podlaskiego, lubelskiego i opolskiego – mówi prezes KRD.
Studzi się hossa mieszkaniowa
Dobra passa deweloperów na krajowym rynku stoi jednak pod znakiem zapytania. Nowe czynniki i trendy mogą wpłynąć na ich sytuację finansową i rynkową.
Jednym z najbardziej rozgrzanych rynków dla deweloperów były w ostatnich latach inwestycje mieszkaniowe. Dynamika wzrostu cen mieszkań w Polsce jest jedną z najwyższych notowanych w Europie. W 2021 r. podwyżki rok do roku w niektórych lokalizacjach były nawet dwucyfrowe. Jednak w obecnym roku rynek nie ma już tak dobrych perspektyw do rozwoju. Według statystyk NBP w trzecim kwartale 2021 r. udział zakupów gotówkowych na tym rynku spadł do 50 proc. W ostatnich latach był on znacznie wyższy, zwykle na poziomie 60-70 proc. Niższy udział gotówki to jednak wynik bardzo dużej wartości wypłaconych kredytów w tym czasie. Pod tym względem trzeci kwartał ubiegłego roku przewyższył nawet wyniki z poprzedniego boomu mieszkaniowego z lat 2005-2007. Jednak czas taniego i łatwo dostępnego kredytu to już przeszłość. Wraz z rosnącymi stopami procentowymi, część chętnych na kupno mieszkania czy domu straciła zdolność kredytową lub nie może uzyskać od banku wystarczającego finansowania. To może mieć duże znaczenie dla poziomu popytu na rynku nieruchomości i potencjalnie wpłynąć na ceny mieszkań, a więc i marże deweloperów.
– Dodatkowo, cały sektor budownictwa musi zmierzyć się z rosnącymi cenami materiałów budowlanych. Zaburzone łańcuchy dostaw i pandemiczne problemy spowodowały ich ogromne podwyżki. Rynek jeszcze się w pełni nie ustabilizował, a nadszedł kolejny kryzys spowodowany wojną na Ukrainie. Z rosyjskiego terytorium Polska importowała ważne surowce, jak żelazo, aluminium, drewno. Z tym samym problemem będą borykały się też inne europejskie kraje, co nieuchronnie doprowadzi do kolejnych podwyżek i utrudni planowanie kosztów inwestycji – zaznacza Adam Łącki.
Trudności mogą wystąpić też z siłą roboczą. Wykonawcy mają coraz większe problemy z zatrudnieniem, muszą mierzyć się z presją na podnoszenie pensji. Mogą też mocniej odczuć brak rąk do pracy. Na budowach w Polsce pracuje wielu Ukraińców. Część z nich pojechała bronić swojego kraju. W przyszłości będzie go też zapewne odbudowywać ze zniszczeń.
Wykonawcy na końcu łańcucha
Według wstępnych danych GUS, w styczniu 2021 r. deweloperzy rozpoczęli o 40 proc. mniej budów mieszkań w ujęciu rok do roku. Może to zwiastować chęć ograniczenia podaży przez inwestorów, co pomogłoby utrzymać satysfakcjonujący poziom cen na rynku oraz wysokość ich marż, nawet przy mniejszym popycie i odpływie klientów kredytowych.
Ważne jest też to, nie ile inwestycji deweloperzy rozpoczną, ale ile uda im się z sukcesem zakończyć. Wpływ na to mogą mieć m.in. problemy finansowe firm wykonawczych i podwykonawczych. Bez ich zaangażowania bowiem żaden duży projekt nie może zostać oddany do użytku. Niestety, obecnie właśnie one zmagają się z ponad miliardowym zadłużeniem. Większość tej kwoty, bo 623 mln zł, należy do drobnych przedsiębiorców zajmujących się instalatorstwem i tzw. wykończeniówką.
– Te prace wykończeniowe są najczęściej realizowane przez najmniejsze przedsiębiorstwa budowlane: mikrofirmy zatrudniające do 9 pracowników. Niestety bardzo często to właśnie one znajdują się na samym końcu łańcucha wynagrodzeń. I chociaż muszą wcześniej zakupić materiały niezbędne do przeprowadzenia prac, zatrudnić fachowców i zainwestować w sprzęt lub maszyny, to zapłatę za wykonaną pracę otrzymują dopiero po realizacji projektu. Dlatego w ostatnim czasie obserwujemy wzmożony wzrost zainteresowania faktoringiem zaliczkowym. W ramach tego faktoringu przedsiębiorca uzyskuje wypłatę na poczet przyszłej wierzytelności, czyli takiej, do której faktura zostanie dopiero wystawiona. W lutym bieżącego roku wartość udzielonych przez nas zaliczek o 32 proc. przewyższała wartości ubiegłoroczne. Widać więc wyraźnie, że mikrofirmy mają coraz większe problemy z utrzymaniem płynności finansowej i szukają rozwiązań, które umożliwiłyby im pozyskanie środków finansowych przed rozpoczęciem kontraktu – komentuje Dariusz Szkaradek, prezes Zarządu firmy faktoringowej NFG.
Źródło: Krajowy Rejestr Długów