Zwykle zmiana nastrojów dotyczących kursów walutowych następuje w wyniku jakiegoś zdarzenia, które może nie mieć wiele wspólnego z gospodarką. To mogą być czasem zjawiska polityczne, czasem na przykład o obniżenie ratingu kraju czy obligacji rządowych.
W Polsce takie wahnięcie kursu złotego pojawiło się, gdy Rada Polityki Pieniężnej bardziej niż się spodziewano obcięła stopy procentowe. Doprowadziło to to mocnej dewaluacji złotego, która prawdopodobnie zmusiła NBP do interwencji na rynku. Bank centralny może sprzedawać część rezerw walutowych, żeby nie doszło do załamania kursu waluty. Natomiast brak interwencji w takiej sytuacji mógłby uruchomić lawinę dewaluacji. Jednak utrzymywanie mocnej waluty bez fundamentów makroekonomicznych opartych na prawidłowej polityce monetarnej jest niemożliwe. Dlatego można spodziewać się osłabienia złotówki – raczej w ciągu miesięcy, a nie lat.
– To cud, że mimo wysokiej inflacji – znacznie wyższej, niż u naszych partnerów handlowych typu Niemcy – nasza waluta pozostawała stabilna i niewiele się osłabiła. Złotówka spadła znacznie mniej niż różnica inflacyjna. To jest taki cud, który daje się wytłumaczyć w bardzo prosty sposób – powiedział serwisowi eNewsroom.pl prof. Witold Orłowski, ekonomista, Rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
– Otóż poziom kursu walutowego wynika zarówno z tego, ile gospodarka na bieżąco zarabia – np. eksportem, ile wydaje, a również z tego, na ile atrakcyjne stało się skupowanie polskich obligacji. Inwestowanie w Polsce stało się generalnie bardzo opłacalne. Powstają fabryki – jako inwestycje bezpośrednie – z powodu skracania łańcuchów wartości po pandemii. Kapitał napływa właśnie dlatego, że skoro stopy procentowe w Polsce są wyższe niż w Niemczech, a jednocześnie kurs jest stały, to opłaca się kupować polskie obligacje. To się opłaca tylko do momentu, kiedy inwestorzy nie stwierdzą – aha, już zbliża się ten moment, że złoty się osłabia. Wtedy oczywiście wyprzedadzą polskie obligacje i będziemy mieli do czynienia z gwałtownym osłabieniem kursu złotego. Czyli to jest czasowe podtrzymanie kursu, za które zapłacimy w przyszłości jeszcze większym spadkiem. To nie jest sztuczne podtrzymanie, bo nie odbywa się kosztem sprzedaży rezerw walutowych przez NBP – ale kosztem spekulacji. Natomiast kiedy będzie to ‘sprawdzam’ – tego niestety nikt nie wie – ostrzega Orłowski.
Źródło: eNewsroom.pl