Architekci nie czuli rangi Wrocławia
W Polsce zazdroszczą nam nowoczesności na Starym Mieście
Z Tadeuszem Sawą-Borysławskim, architektem, rozmawia Cezary Kaszewski Architektura centrum Wrocławia, a szczególnie bloków stojących przy placu Nowy Targ, budzi coraz większe emocje. Niektórzy domagają nawet ich wyburzenia.
Zburzymy Nowy Targ, ale co zaprojektujemy w tym miejscu? Budynki się zestarzały i nie mieszczą się w obecnych standardach, ale pierzeje wschodnia i - w szczególności - zachodnia powinny być restaurowane z całym pietyzmem. Tynki są tam wprawdzie liche, ściany, detale wykonane z tandetnych materiałów, to jednak ta architektura ma swoją klasę. Można w przyszłości pokazać, podkreślić jej urodę, stosując przy renowacji nowoczesne technologie. Tylko, oczywiście, nie tak, jak zrobiono to, ocieplając Dom Naukowca przy placu Grunwaldzkim - na naszych oczach zniszczono cenny architektoniczne budynek; za takie działania powinno się odbierać uprawnienia budowlane.
Czy jednak nie za szybko się te budynki zestarzały?
Każdy budynek po 50 latach funkcjonowania wymaga remontu. Najtrudniej jest z wnętrzami. Często są nieelastyczne i niepodatne na przeróbki. To są jednak ważne dokumenty czasu, należy o nie zadbać jak o zabytki, choć nimi formalnie nie są, ale to świadectwa naszej historii. One po wyremontowaniu zmienią swój wyraz i będzie je można polubić. Nie szukając daleko - w Monachium znaczna część starówki pochodzi z lat 60.
W okolicach głównego gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego usytuował się barok, gotyk i nowoczesna zabudowa. Wśród tych ostatnich drażnią zwłaszcza budynki z lat 60. przy Kuźniczej, które zbierają najtęższe baty.
Bo są kiepskie i źle usytuowane, jak wiele podobnych w tej części miasta. Na przykład ten, w którym mieści się księgarnia uniwersytecka i następny za nim. Postawiono je z lekceważeniem historycznego kontekstu, tak jakby reszta ulicy kwalifikowała się do wyburzenia. Takie było myślenie ówczesnych architektów. Tworzono w tym miejscu nowe miasto, nie czując charakteru i klimatu Wrocławia.
A drugi biegun, udany kontekst socrealizmu?
Plac Kościuszki (KDM) z lat 50. jest jednym z najlepszych budowli socrealistycznych w Polsce. Pozbawiony typowej dla tych czasów naiwnej warstwy narracyjnej, góruje nad podobnymi rozwiązaniami z Warszawy czy Nowej Huty. Wtopił się w otoczenie, w kontekst PDT-u (obecnej Renomy - przyp red), hotelu Savoy i banku.
Nowoczesność w latach 60. stała się sztandarem socjalizmu. Deklarowano ją na wiele sposobów, także w architekturze...
Nowoczesność bywała ważniejsza od wpisywania się w konteksty historyczne. Stąd w centrum Wrocławia, na ulicy Oławskiej, wybudowano przedszkole, bloki i pralnię. Zastosowano rozwiązania typowe dla osiedli z obrzeży miasta. I rozerwano siatkę ulic o długiej tradycji, od średniowiecza poczynając. W ostatnich latach ta ulica po kolejnej modernizacji powraca do dawnego stanu, odzyskując pierzeje i swoją historyczną geometrię.
To nie było podejście metropolitalne.
Architekci, którzy przyjechali tu po wojnie z różnych stron Polski, mieli kłopoty z ogarnięciem skali Wrocławia, nie mieli świadomości, jak duże było to kiedyś miasto. Nie przeczuwano jego rangi. Czasy były skomplikowane. Kto wtedy wiedział, czy Wrocław stanie się Opolem, czy może Hamburgiem? Odbudowę miasta zaczynano od Rynku i placu Solnego, reprezentacyjnych i głównych identyfikatorów miasta. Tu obowiązywały w zasadzie kanony historyczne. W sąsiedztwie pozwalano sobie na większą swobodę, odwoływano się do kanonów modernizmu.
Projektanci doby socrealizmu musieli się zderzać z obiektami i wielkimi nazwiskami modernizmu. Byli wśród nich twórcy, którzy projektowali we Wrocławiu: Max Berg, Hans Poelzig, Erich Mendelsohn.
Tego nie kwestionowano. Większość uznawała potęgę tej architektury, ale nawet wśród najbardziej oświeconych pokutowały, pobrzmiewają do dzisiaj zresztą, epitety typu: pruska, zimna, ponura. Starsze pokolenie architektów nie oceniało jej jednoznacznie. Długo czekaliśmy na rekonstrukcję budynku Adolfa Radinga na placu Solnym. W środku miasta, po latach, objawił się zupełnie nowy wyraz tego obiektu, z lat 20. ubiegłego wieku.
Wrocław chlubi się swoją zabudową plombową. Słusznie?
W szczycie jej rozwoju, w latach 80. i w części 90. ubiegłego wieku, były okresy, że powstawało do 40 plomb rocznie! Uzupełniano nimi XIX-wieczną tkankę miasta. W żadnym mieście w Polsce zjawisko plombowania nie pojawiło się w tak dużej skali. Dzięki temu odzyskaliśmy historyczne dzielnice. Są wśród nich budynki bardzo dobre i bardzo słabe - lokalna odmiana postmodernizmu. Nie ma wybitnych.
Wrocławianie identyfikują się z miastem. Czy w lokalnym patriotyzmie ma udział architektura?
Każde powojenne pokolenie ma swój udział w odbudowie miasta. W skrócie: w latach 50. - Rynek, plac Solny, plac Kościuszki. Lata 60. - Grabiszynek i budowanie na Starym Mieście. Lata 70. - wielkie osiedla, dla identyfikacji miasta może najmniej istotne, lata 80. i lata 90. to plomby - "powrót do śródmieścia" i dalsza kosmetyka miasta. Po 2000 roku - poprawa rozwiązań urbanistycznych, zwłaszcza komunikacji. Odwagi w stawianiu nowoczesnej architektury na Starym Mieście zazdroszczą nam i w Krakowie, i w Poznaniu.
Każda dekada to budowanie czegoś nowego, istotnego przestrzennie. To stworzenie silniejszych niż gdzie indziej związków z miastem.
Nie burzmy budynków przy Nowym Targu. One mają klasę
Tadeusz Sawa-Borysławski, wrocławski architekt, autor m.in. projektów: Galerii "Na Czystej", osiedla Sezamkowa-Migdałowa na Klecinie, osiedla przy ul. Wiejskiej, wykładowca Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych.
Cezary Kaszewski - POLSKA Gazeta Wrocławska
http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/841325.ht