Inżynierowie z koncernu Max Bögl po raz pierwszy oglądali wczoraj szczegółowo teren budowy stadionu na Maślicach. To pod ich nadzorem wrocławska arena ma zostać dokończona.
Pod koniec ubiegłego roku władze miasta rozwiązały umowę z konsorcjum firm pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa, które budowało obiekt. Powodem było ponadtrzymiesięczne opóźnienie robót. Prawie od razu rozpoczęto negocjacje właśnie z koncernem Max Bögl, zakończone podpisaniem umowy. Od ponad dwóch tygodni trwa odbieranie placu budowy Mostostalowi i przekazywanie go Niemcom. Żeby to zrobić, trzeba spisać każdą śrubkę i każdy metr sześcienny wylanego betonu. To ważne nie tylko dlatego, by wiedzieć, ile która firma zbudowała, ale także, ile której trzeba będzie zapłacić. Pojawienie się na budowie ludzi Maxa Bögla to dobry sygnał. Mostostal, który wyrokiem sądu musiał wpuścić na teren budowy "urzędników i osoby przez nich upoważnione", czyli przedstawicieli niemieckiego koncernu, ma czas na wywiezienie swojego sprzętu do 14 lutego.
Do tego czasu będzie trwało ustalanie technicznych szczegółów między niemieckim koncernem a spółką Wrocław 2012, która w imieniu władz miasta nadzoruje tę budowę. Obie strony muszą uzgodnić choćby harmonogram robót.
W najbliższych dniach Max Bögl musi m.in. zarejestrować nowego kierownika budowy - z nieoficjalnych informacji wiemy, że osoba, która ma nim zostać, była wczoraj na placu budowy, ale jej personalia są owiane tajemnicą. Trzeba też porozumieć się z podwykonawcami, którzy do tej pory budowali stadion, bo sporą część z nich nowy wykonawca chce zatrzymać na Maślicach.
Niemiecka firma Max Boegl będzie mogła w końcu wejść na budowę stadionu na Maślicach. Negocjacje dotyczące opuszczenia placu przez Mostostal jeszcze się nie zakończyły, ale miasto ma postanowienie sądu, które pozwala na przejęcie budowy.
Na mocy postanowienia sądu z dnia 1 lutego 2010 roku, inwestor zastępczy - spółka Wrocław 2012 - przejęła formalnie teren budowy stadionu na Maślicach i rozpoczęła przekazywanie terenu nowemu wykonawcy. Max Bögl ma nieograniczone prawo wjazdu i wyjazdu wszystkimi pojazdami na budowę, przebywania na niej i pracy bez względu na porę doby.
- W postanowieniu sąd zakazuje Mostostalowi uniemożliwiania, utrudniania i ograniczania właścicielowi, a więc gminie Wrocław oraz jej reprezentantom, pracownikom oraz osobom upoważnionym przez gminę dostępu do nieruchomości – informuje Magdalena Malara ze spółki Wrocław 2012.
We wtorek po południu w spółce Wrocław 2012 odbyło się spotkanie z przedstawicielami firmy Max Boegl, które zapoczątkowało formalne przekazanie terenu budowy nowemu wykonawcy. Zgodnie z ustaleniami w środę 3 lutego Max Boegl przedstawi nowego kierownika budowy. Zakończenie procedury przekazywania terenu planowane jest do końca tego tygodnia.
Michał Kokot 2010-02-02, ostatnia aktualizacja 2010-02-02 20:22
Firma Max Bögl może wejść na budowę stadionu dopiero w przyszłym tygodniu. Negocjacje dotyczące opuszczenia placu przez Mostostal jeszcze się nie zakończyły, ale miasto ma postanowienie sądu, które pozwala na przejęcie budowy
Negocjacje z Mostostalem dotyczące opuszczenia przez spółkę budowy trwały od kilku dni. Władze Wrocławia zapowiadały, że jej przedstawiciele podpiszą protokół przekazania budowy najpierw w piątek, później w poniedziałek, a ostateczną datą miał być wtorek rano. Ale do wczoraj tak się nie stało i protokół nie został podpisany.
Najwyraźniej jednak miasto brało pod uwagę taki scenariusz i nie liczyło na szybkie porozumienie. W ubiegłym tygodniu do wrocławskiego sądu okręgowego trafił wniosek miasta o przejęcie placu budowy. Sąd przychylił się do niego i w poniedziałek wydał postanowienie. Zgodnie z nim nowy wykonawca - Max Bögl - ma nieograniczone prawo wjazdu i wyjazdu wszystkimi pojazdami na teren budowy, przebywania na niej i pracy bez względu na porę doby. - Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której Mostostal będzie w nieskończoność opóźniał swoje wyjście, dlatego poszliśmy do sądu - mówi Marcin Garcarz, rzecznik prezydenta.
Ostatni punkt postanowienia sądowego dotyczy korzystania z infrastruktury budowy, czyli dróg dojazdowych, przyłączy gazowych, energetycznych i wodnych. Problem polega na tym, że to sprzęt Mostostalu.
- Dlatego Max Bögl będzie mógł z niego korzystać tylko, jeśli porozumie się z właścicielem - mówi Magdalena Malara, rzeczniczka miejskiej spółki Wrocław 2012.
Dzisiaj Max Bögl ma powołać nowego kierownika budowy. Według miasta przejęcie placu przez niemiecką spółkę ma zakończyć się jeszcze w tym tygodniu. Ale Falk Rohmberger, prokurent Maksa Bögla w Polsce, nie do końca podziela ten optymizm. - Nadal nie wiemy, co pozostanie na placu i czy Mostostal nie zabierze całego sprzętu. Rozmowy w tej sprawie mamy zacząć w tym tygodniu. Trudno wyrokować, czy ich reakcja będzie nam przychylna, czy też nie - mówi Rohmberger.
Nadal nie wiadomo też, czy Mostostal przekaże Maksowi Böglowi dotychczasowe projekty wykonawcze. Gdyby tak się nie stało, Niemcy musieliby zacząć szukać innej pracowni architektonicznej. A to oznacza stratę co najmniej kilku tygodni.
Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta ds. Euro 2012, uspokaja jednak, że nie będzie to przeszkodą dla inwestycji. - Jeśli Mostostal nie zgodzi się do przyszłego tygodnia na przekazanie tych projektów, znajdziemy inną pracownię. Nie będzie z tym żadnego problemu - zapewnia.
Kluczową kwestią mającą wpływ na zachowanie Mostostalu będą negocjacje dotyczące naliczonych przez miasto kar. Wrocław początkowo domagał się 85 mln zł. Mostostal chciał umorzenia całej sumy. Janicki: - Nie mogę zdradzić szczegółów, ale wreszcie otworzyło się pole do kompromisu i prawdopodobnie zakończymy sprawę ugodą.
Wczoraj rządowa spółka PL2012 przedstawiła zaktualizowany harmonogram inwestycji w miastach, które będą organizować Euro 2012. Wrocławski stadion, który był zaznaczony kolorem zielonym, co oznaczało realizację inwestycji zgodnie z planem, teraz ma kolor czerwony, co oznacza "opóźnienie krytyczne". Emilia Cieniuch z PL2012 uspokaja jednak, że opóźnienie to dotyczy jedynie pierwotnego terminu oddania stadionu, którym był styczeń 2011 (teraz jest to czerwiec 2011).
Kiedy Max Bögl w końcu wejdzie na stadion i zacznie prace?
Falk Rohmberger: - Mam nadzieję, że najpóźniej w przyszłym tygodniu.
Spółka Wrocław 2012 rozpoczęła we wtorek przekazywanie placu budowy stadionu piłkarskiego na mistrzostwa Europy w 2012 nowemu wykonawcy - firmie Max Boegl. Jak poinformowała PAP rzeczniczka prasowa spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara, spółka przejęła formalnie plac budowy od konsorcjum pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa SA, z którym władze Wrocławia rozwiązały umowę na budowę stadionu.
Przejęcie placu budowy odbyło się na mocy poniedziałkowego postanowienia sądu. "W postanowieniu sąd zakazuje konsorcjum uniemożliwiania, utrudniania i ograniczania właścicielowi, a więc gminie Wrocław oraz jej reprezentantom, pracownikom oraz osobom upoważnionym przez gminę dostępu do nieruchomości" - wyjaśniła Malara. Dodała, że we wtorek w siedzibie spółki Wrocław 2012 odbyło się spotkanie z przedstawicielami firmy Max Boegl, które zapoczątkowało formalne przekazanie terenu budowy nowemu wykonawcy. "Zgodnie z ustaleniami w środę Max Boegl przedstawi nowego kierownika budowy. Zakończenie procedury przekazywania terenu planowane jest do końca tego tygodnia" - poinformowała rzeczniczka.
Władze Wrocławia 30 grudnia ubiegłego roku wypowiedziały podpisaną w kwietniu zeszłego roku umowę na budowę stadionu, ponieważ - ich zdaniem - wykonawca miał kilkumiesięczne opóźnienia i nie był w stanie zakończyć prac w terminie. W połowie stycznia podpisano umowę z nowym wykonawcą - firmą Max Boegl, która ma wybudować stadion do końca czerwca 2011 r.
Budowa stadionu na Euro w końcu, w rękach Wrocławia
I skończyło się w sądzie - spółka Wrocław 2012 uzyskała decyzję, na mocy której przejęła plac budowy stadionu od Mostostalu. Jednocześnie rozpoczęła przekazywanie terenu nowemu wykonawcy, firmie Max Boegl.
Mostostal kilka dni zwlekał z ostatecznym podpisaniem protokołu zdawczo-odbiorczego stadionu i urzędnicy stracili cierpliwość. Z postanowienia sądu wynika, że firma nie może już utrudniać pracownikom spółki wjeżdżania na plac ani korzystania z dróg czy urządzeń dostarczających gaz czy prąd. Co na to konsorcjum? - dziś nie będzie komentarza.
Max Boegl jak najszybciej ma przedstawić nowego kierownika budowy, a do końca tygodnia przejąć cały teren na Maślicach. Firma deklaruje, że w marcu zacznie się już normalna praca przy budowie stadionu. Arena ma być gotowa w połowie 2011. Oceń
Mostostal wciąż zwleka z podpisaniem protokołu zdawczo-odbiorczego, miasto nadal nie może przejąć placu budowy stadionu, a nowy wykonawca niemiecki Max Boegl wciąż nie może wejść na plac budowy.
Na budowie wrocławskiego stadionu po staremu, działają dźwigi, jeżdżą należące do Mostostalu maszyny budowlane. W piątek miasto wynegocjowało z warszawską spółką warunki przejęcia inwestycji, protokół miał być podpisany w poniedziałek. Tymczasem nic się nie zmieniło. Na budowie rządzi Mostostal.
Władze firmy od dawna powtarzają to samo – „nie będziemy utrudniać przejęcia budowy przez nowego wykonawcę”.
Zawsze jest jednak „ale”. Dokument jest obszerny, są liczne szczegóły, musimy je dopracować - tłumaczy rzeczniczka Mostostalu. Kiedy Mostostal zejdzie z placu budowy? Odpowiedź rzeczniczki też zawsze jest taka sama - Mam nadzieję, że jak najszybciej.
We wtorek pod stadionem pojawili się pracownicy Maxa Boegla. Firma już w poniedziałek miała przejąć stadion.
Urzędnicy wrocławskiego magistratu cały czas negocjują warunki zejścia Mostostalu z placu budowy. Czas nagli, Max Boegl zobowiązał się wybudować stadion w ciągu ok. 16 miesięcy do czerwca 2011 roku. Jak na taką inwestycje to niewiele.
Spółka Wrocław 2012 nadzorująca budowę poinformowała, że sąd zobowiązał Mostostal do opuszczenia terenu budowy i zakazał firmie utrudniać dostęp do nieruchomości. Oznacza to, że miasto formalnie przejęło teren budowy.
Michał Kokot 2010-02-01, ostatnia aktualizacja 2010-02-01 20:19
Mostostal po raz kolejny odroczył podpisanie dokumentacji o przekazaniu placu budowy stadionu na Maślicach. Miasto ma już dość tej gry na czas i zastanawia się, jak zmusić spółkę do ostatecznego rozstania z Wrocławiem.
Protokół odbioru miał być podpisany już w piątek, a od poniedziałku na plac budowy mieli wejść pracownicy Maksa Bögla. Tak się jednak nie stało, bo przedstawiciele warszawskiej spółki odwlekali ten moment, konsultując szczegóły protokołu ze swoimi prawnikami. Tak samo było w poniedziałek. Przez cały dzień miasto czekało na podpis Mostostalu pod dokumentacją. Gdy wieczorem wydawało się, że porozumienie jest już blisko, spółka nieoczekiwanie postawiła kolejny warunek. Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta ds. Euro 2012: - Zażądali, by do protokołu wpisać wartość wykonanych przez nich prac z dokładnością co do złotówki. My chcemy, aby rozliczenia między nami a Mostostalem, dokonać w innym dokumencie. Oszacowanie wartości robót może zająć nawet tydzień i opóźnić przejęcie budowy przez Maksa Bögla.
Janicki powiedział nam tylko, że miasto czeka na podpisanie protokołu do godz. 8 rano we wtorek. Na razie nie wiadomo, co zrobi Wrocław, jeśli spółka nie wywiąże się z tego terminu.
Najprawdopodobniej we wtorek, a nie jak planowano wcześniej w poniedziałek, nastąpi formalne przekazanie placu budowy stadionu piłkarskiego na mistrzostwa Europy w 2012 roku nowemu wykonawcy, firmie Max Boegl. Jak poinformował PAP w poniedziałek dyrektor departamentu ds. społecznych wrocławskiego Urzędu Miejskiego Michał Janicki, przedstawiciele byłego wykonawcy, konsorcjum pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa S.A., ciągle nie podpisali parafowanego w piątek protokołu zdawczo-odbiorczego, który jest niezbędny do przekazania budowy nowemu wykonawcy. Co więcej, dodatkowo przysłali kolejne, nowe dokumenty.
"Obecnie jesteśmy w trakcie ich analizowania, a przekazanie placu budowy nastąpi najprawdopodobniej we wtorek" - powiedział PAP Janicki. Zgodnie z podpisaną w połowie stycznia umową nowy wykonawca, firma Max Boegl, miał przejąć plac budowy najpóźniej 1 lutego. Jednak Janicki podkreślił, że z powodu złej pogody na budowie nie są obecnie prowadzone żadne prace, więc "dzień czy dwa opóźnienia nic nie zmieni".
Władze Wrocławia 30 grudnia ubiegłego roku wypowiedziały podpisaną w kwietniu zeszłego roku umowę na budowę stadionu, ponieważ - ich zdaniem - wykonawca miał kilkumiesięczne opóźnienia i nie był w stanie zakończyć prac w terminie. W połowie stycznia podpisano umowę z nowym wykonawcą - firmą Max Boegl, która ma wybudować stadion do końca czerwca 2011 r.
Jacek Harłukowicz 2010-01-31, ostatnia aktualizacja 2010-01-31 18:36
Spółka Wrocław 2012 ogłosiła przetarg na dostawę specjalistycznych kabli do budowy stadionu na Euro. Ich koszt to 14,2 mln zł. Tyle trzeba będzie doliczyć do podawanej ceny całej inwestycji.
Przetarg obejmuje dostawę kabli energetycznych, sygnalizacyjnych, telekomunikacyjnych, światłowodowych i do transmisji danych. Ich koszt spółka wycenia na 14,2 mln zł, co nie oznacza, że nie zapłaci więcej.
Jeszcze przed rozwiązaniem umowy z Mostostalem miasto chciało, żeby to właśnie to konsorcjum sfinansowało zakup kabli w zamian za powstałe na budowie opóźnienia. - Rzeczywiście, negocjowaliśmy ich zakup z Mostostalem - przyznaje Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta Wrocławia do spraw Euro 2012. - Z ich strony padła nawet w pewnym momencie zgoda, ale w zamian żądali wydłużenia terminu oddania całej inwestycji o cztery i pół miesiąca. A na to nie mogliśmy się zgodzić.
Ostatecznie Mostostal odmówił. Nie zgodził się na to również nowy wykonawca stadionu Max Bögl. Miasto pogodziło się więc z tym, że czeka je kolejny wydatek.
Janicki zapewnia, że mimo kłopotów budżetowych z kablami nie będzie problemu. Kredyt w wysokości 500 mln zł na dokończenie inwestycji zaciągnie w tym roku spółka Wrocław 2012, ale kable sfinansuje gmina. - Mamy na to pieniądze - twierdzi Janicki.
To niejedyny wydatek związany ze stadionem. W przyszłym roku trzeba będzie kupić również kosztowne wyposażenie elektroniczne stadionu: tablice świetlne, wielkoformatowe telebimy, elektroniczne tablice informacyjne, monitory LCD, urządzenia nagłaśniające i klimatyzatory. Będzie ono kosztować od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych. Janicki zapewnia jednak, że przynajmniej części z tych zakupów uda się uniknąć.
- Niebawem rozpoczniemy rozmowy z ewentualnymi sponsorami z branży elektronicznej, którzy w zamian za reklamę na stadionie udostępnią nam część sprzętu. Pozwoli nam to znacznie obniżyć koszt budowy - zapewnia.
Jaki więc będzie rzeczywisty koszt areny na Euro? W umowie z Maksem Böglem firma ta zobowiązuje się dokończyć go za 655 mln zł. Ale do tego doliczyć trzeba wydane już 50 mln zł na przygotowanie inwestycji (32 mln zł kosztował wykonany przez pracownię JSK Architekci projekt stadionu, 18 mln zł pochłonęło przygotowanie działki na Maślicach). Za wykonane prace Mostostalowi zapłacono 43 mln zł. Kolejne 30 mln zł miasto zamroziło na poczet ewentualnych kar (w tej chwili strony negocjują rozwiązanie, według którego Mostostal nie będzie musiał ich płacić). Jeśli doliczyć do tego 14 mln zł za kable i kolejne kilkanaście za sprzęt elektroniczny, wartość stadionu z pewnością przekroczy 800 mln zł.
Michał Kokot 2010-01-30, ostatnia aktualizacja 2010-01-29 21:21
Historia budowy wrocławskiego stadionu przez Mostostal dowodzi, że szefostwo tej spółki przeoczyło fakt upadku PRL-u. Tam nadal dominuje myślenie z poprzedniej epoki na zasadzie: Może i położyliśmy robotę, ale wicie rozumicie, nikt doskonały nie jest. To podręcznikowy przykład tego, jak nie powinno już się budować.
14 kwietnia 2009 roku po kilkumiesięcznej batalii przetargowej o budowę wrocławskiego stadionu udaje się podpisać umowę z wykonawcą. Rozpromieniony Jarosław Popiołek, prezes Mostostalu Warszawa, deklaruje szybką budowę stadionu, który miał się stać nowym symbolem miasta. Dzień później, na pierwszej radzie budowy, spotykają się przedstawiciele konsorcjum Mostostalu i miejskiej spółki Wrocław 2012, która ma nadzorować cały proces powstawania stadionu. Jej przedstawiciele dopytują o szczegóły: o harmonogram prac, wybór podwykonawców, projekty wykonawcze budowy. Ale ludzie z Mostostalu tylko uśmiechają się i mówią: "Nie przesadzajcie z tym pośpiechem. Przecież budujemy zwykły stadion".
Ta rozmowa jest w mieście pamiętana do dzisiaj i krąży od wielu miesięcy jako anegdota dowodząca opieszałości Mostostalu.
Gdyby rok miał 36 miesięcy...
Bo stadion wrocławski nie jest typowym obiektem, jakich wiele na świecie. W klasyfikacji UEFA ma rangę stadionu elite. Do tej pory na świecie powstały 23 takie obiekty. Rozwiązania architektoniczne przy ich budowie są skomplikowane. Te stadiony mają gwarantować najlepsze warunki dla piłkarzy, kibiców i mediów. Muszą zapewnić szybkie zapełnienie trybun widzami, ich sprawną obsługę dzięki rozmieszczeniu kas i barów na kilku poziomach oraz stworzyć warunki dla co najmniej trzech stacji telewizyjnych, chcących na żywo transmitować mecze. Teoretycznie po wybudowaniu wrocławskiego stadionu będzie tu można rozgrywać finał Ligi Mistrzów. Dopuszczają to wymagania UEFA, choć w praktyce od 2006 roku nie rozegrano finałowego turnieju na stadionie mniejszym niż 60 tys. widzów (wrocławski stadion będzie miał 42 tys. miejsc).
Wszystko to Mostostal wiedzieć musiał, ale czy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji? Dzisiaj wiemy, że nie. Z rozbrajającą szczerością potwierdził to sam prezes Popiołek na łamach "Gazety", stwierdzając, że spółka zawaliła budowę stadionu już na jej samym początku. Czym to tłumaczy? Nierealnymi według niego terminami zawartymi w umowie, co zakrawa na groteskę.
To tak, jakby obrazić się na to, że rok ma tylko dwanaście miesięcy. Bo gdyby miał 36, Mostostal na pewno zdążyłby z budową.
Prezes sam się pogrążył
Od 30 grudnia, gdy miasto wypowiedziało spółce umowę, ta przez długi czas milczała. Mogliśmy więc poznać jedynie bardzo krytyczną wobec Mostostalu wersję powodów zerwania umowy, przedstawianą przez władze Wrocławia. Wątpliwości jednak czy jest ona prawdziwa pozostały aż do czasu, gdy w tym tygodniu głos zabrał sam prezes Popiołek. I w całości, choć zapewne tego nie zamierzał, potwierdził zarzuty miasta wobec jego spółki.
Prezes Popiołek przyznał, że głównym powodem opóźnienia budowy był brak projektów wykonawczych, które miał wykonać jeden z członków konsorcjum. To poznańska firma MCD, która nawet nie ma własnej strony internetowej. Do tej pory zaprojektowała m.in. halę widowiskowo-sportową w Płocku, basen w Zielonej Górze, projekt stadionu żużlowego w Ostrowie Wielkopolskim na 15 tys. miejsc i halę mistrzów we Włocławku na 4 tys. widzów. Wrocławski stadion byłby zapewne największym osiągnięciem w jej portfolio.
Mostostal nie potrafił dogadać się zresztą z MCD i musiał zmienić projektanta. Nie umiał też dogadać się z licznymi podwykonawcami. Na budowie funkcjonował ich cały łańcuszek: członek konsorcjum zatrudniał podwykonawcę, ten następnego, i tak do szóstego podwykonawcy kolejnego podwykonawcy. Na samym końcu tego łańcucha pokarmowego znajdowały się malutkie firmy gdzieś z południa Polski, których kapitałem było kilka ciężarówek wożących piach. Wszystko wskazuje na to, że głównym kryterium takiego podziału były koszty: im mniejsza firma, tym mniej żądała za wykonane prace. Ale taka konstrukcja nie miała prawa działać. Na budowie panował więc chaos.
Wszystko stało na głowie
Hierarchia prac była przedziwnie ustawiona. W październiku miały być montowane tzw. prefabrykaty. To gotowe elementy konstrukcji (np. trybun), które muszą być przygotowane wiele tygodni wcześniej. Mostostal dostarczył jeden taki element dopiero w grudniu, na dzień przed ogłoszeniem decyzji o zerwaniu umowy przez miasto. W dodatku był to tylko jego wzorzec, do którego było 12 krytycznych uwag. Tymczasem takich elementów potrzeba ponad 1800 i miały być zamontowane w ciągu trzech miesięcy. Za to w listopadzie konsorcjum przedstawiło wzorce ścianek do toalet i szczotek do muszli klozetowych, potrzebnych dopiero na samym końcu.
Mostostal nie radził sobie nawet z prostymi robotami. Budowa parkingu wielopoziomowego, która nie wymaga finezji, była opóźniona o trzy miesiące. Prezes Popiołek odsłania mechanizm myślenia w spółce, tłumacząc, że przecież i tak się nic nie stało, bo parking nawet z czteromiesięcznym opóźnieniem byłby gotowy przed stadionem. To niewiarygodna lekkomyślność.
W poczuciu dobrze wykonywanej roboty
Podobnie wygląda sprawa 4,5-miesięcznego opóźnienia całej budowy. Miasto twierdzi, że Mostostal poprosił o takie wydłużenie terminu na oddanie całej inwestycji, a spółka to potwierdza. Bo przecież murawę i tak trzeba położyć wiosną, a konstrukcja stadionu miała być gotowa w styczniu. Nic by się nie stało, gdyby termin konstrukcji przesunąć na wiosnę. Harmonogram prac nie był więc przez Mostostal traktowany poważnie, a terminy kwestią bardzo względną.
Towarzyszyć temu musiał wysoki poziom samozadowolenia i poczucie dobrze wykonywanej roboty. Na cyklicznych radach budowy przedstawiciele konsorcjum obiecywali poprawę, przyspieszenie prac, po czym nie następowała żadna zmiana. Żadnego rezultatu nie przynosiły też rozmowy w cztery oczy między Rafałem Dutkiewiczem a Jarosławem Popiołkiem. Gdy w połowie grudnia spotkali się w Charkowie, prezydent Wrocławia uprzedził prezesa, by ten spodziewał się najgorszego. Ale prezes nie zrozumiał, że jego firma właśnie straciła kontrakt na budowę wrocławskiego stadionu.
Od tej pory miasto zajmowało się już tylko kopiowaniem plików dokumentujących prace z głównego serwera budowy. Tak na wszelki wypadek, gdyby Mostostal próbował blokować zejście z placu robót i nie chciał oddać dziennika budowy. Zaufanie miasta do spółki wyparowało.
Ale prezes Popiołek nadal był przekonany, że jego spółka do końca będzie budować stadion. Jak sam przyznaje, wypowiedzenie umowy przez miasto było dla niego szokiem. Musiał być w nim jeszcze długo po 30 grudnia. Bo tylko nieracjonalnym zachowaniem można tłumaczyć fakt, że 11 stycznia zgodził się na wysłanie wniosku do sądu w Warszawie, który doprowadziłby do całkowitego paraliżu budowy wrocławskiego stadionu. Tego samego dnia rozmawiał z Dutkiewiczem i zapewniał, że nie zamierza blokować prac na budowie i że Mostostal szybko go opuści na rzecz Maxa Bögla, nowego wykonawcy. Co więcej, prezes twierdzi dzisiaj, że Mostostal zachowywał się wobec miasta lojalnie, pokazując tydzień później wyrok sądu w tej sprawie, zresztą odmowny.
Szok prezesa Popiołka będzie trwał, bo PRL-u już nie ma i trzeba będzie to przyjąć do wiadomości.
[i:1x2g0fbu]Co miało być na stadionie zrobione w grudniu, ale nie było
* miał być gotowy poziom pierwszy i rozpoczęty poziom drugi, tymczasem na poziomie 0 stropy zostały zabetonowane zaledwie w 15 proc. * 148 elementów rygli podpierających trybuny powinno być gotowych; było tylko 9 *schodki trybun miały być gotowe na wszystkich 148 elementach rygli; schodków nie było * konstrukcja żelbetowa garażu miała być gotowa w 100 procentach, była w 23 proc. [/i:1x2g0fbu]
Wrocław i Mostostal zawarły w piątek porozumienie o przekazaniu przez warszawską firmę placu budowy stadionu na Maślicach. Nie już żadnych przeszkód, by pierwsze prace na budowie rozpoczął Max Bögl, który ma dokończyć inwestycję.
Władze miasta 29 grudnia wypowiedziały Mostostalowi umowę na zbudowanie wrocławskiej areny na Euro 2012. Powód: ponad 4,5-miesięczne opóźnienia w pracach. Mostostal początkowo zapowiadał, że nie odda inwestycji bez walki. Potem przyznał, że opóźnienia były, ale nie z jego winy. W końcu po żmudnych, kilkudniowych negocjacjach, obie strony zawarły w piątek porozumienie w sprawie przekazania placu budowy. Ostatecznie podpisane zostanie ono w poniedziałek.
Nie obyło się bez sporów. Mostostal naciskał, by przez dłuższy czas mógł pozostawić na budowie część ciężkiego sprzętu, którego wywóz uniemożliwia pogoda. Ustalono jednak, że wszystko to, co firmie Max Bögl będzie przeszkadzać w prowadzeniu inwestycji, musi opuścić plac budowy najpóźniej do połowy lutego.
To, z czego Max Bögl będzie chciał korzystać, zostanie mu - na mocy specjalnej umowy - przez Mostostal udostępnione. Na budowie pozostaną m.in.: wytwórnia betonu, most tymczasowy, niektóre dźwigi, ogrodzenie, niektóre biura, wszystkie łącza (energetyczne, telekomunikacyjne i wodne), a także transformatory.
- Teraz nie ma już żadnych przeszkód, by Max Bögl, zgodnie z planem, rozpoczął od początku lutego urządzanie się na budowie. W poniedziałek rozpoczniemy wprowadzanie nowego wykonawcy - zapowiada Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. Euro 2012.
W piątek został parafowany protokół zdawczo-odbiorczy, który jest niezbędny do przekazania placu budowy wrocławskiego stadionu na EURO 2012. Oznacza to, że nowy wykonawca stadionu Max Boegl może przejąć plac budowy od Mostostalu Warszawa w poniedziałek. Jak powiedziała PAP w piątek rzeczniczka prasowa Spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara, po długich negocjacjach ze starym wykonawcą, Mostostalem Warszawa, protokół zdawczo-odbiorczy został zaakceptowany zarówno przez Mostostal, jak i przez Spółkę.
"Protokół został parafowany w piątek i czeka jedynie na podpis jednego z przedstawicieli Mostostalu. Obiecują, że dojdzie do tego w poniedziałek" - mówiła Malara. Rzeczniczka dodała, że po podpisaniu protokołu nowy wykonawca będzie mógł przejąć plac budowy jeszcze tego samego dnia. Zgodnie z podpisaną w połowie stycznia umową nowy wykonawca, firma Max Boegl, ma przejąć placu budowy najpóźniej 1 lutego. Jednak -jak powiedział PAP dyrektor departamentu ds. społecznych wrocławskiego Urzędu Miejskiego Michał Janicki - z powodu złej pogody na budowie nie są obecnie prowadzone żadne prace, więc "dzień czy dwa opóźnienia nic nie zmieni".
Władze Wrocławia 30 grudnia ub.r. wypowiedziały podpisaną w kwietniu zeszłego roku umowę na budowę stadionu, ponieważ ich zdaniem wykonawca miał kilkumiesięczne opóźnienia i nie był w stanie zakończyć prac w terminie. W połowie stycznia podpisano umowę z nowym wykonawcą - firmą Max Boegl, która ma wybudować stadion do końca czerwca 2011 r.
jaha 2010-01-29, ostatnia aktualizacja 2010-01-29 18:41 Wrocław i Mostostal zawarły w piątek porozumienie o przekazaniu przez warszawską firmę placu budowy stadionu na Maślicach. Nie już żadnych przeszkód, by pierwsze prace na budowie rozpoczął Max Bögl, który ma dokończyć inwestycję.
Władze miasta 29 grudnia wypowiedziały Mostostalowi umowę na zbudowanie wrocławskiej areny na Euro 2012. Powód: ponad 4,5-miesięczne opóźnienia w pracach. Mostostal początkowo zapowiadał, że nie odda inwestycji bez walki. Potem przyznał, że opóźnienia były, ale nie z jego winy. W końcu po żmudnych, kilkudniowych negocjacjach, obie strony zawarły w piątek porozumienie w sprawie przekazania placu budowy. Ostatecznie podpisane zostanie ono w poniedziałek.
Nie obyło się bez sporów. Mostostal naciskał, by przez dłuższy czas mógł pozostawić na budowie część ciężkiego sprzętu, którego wywóz uniemożliwia pogoda. Ustalono jednak, że wszystko to, co firmie Max Bögl będzie przeszkadzać w prowadzeniu inwestycji, musi opuścić plac budowy najpóźniej do połowy lutego.
To, z czego Max Bögl będzie chciał korzystać, zostanie mu - na mocy specjalnej umowy - przez Mostostal udostępnione. Na budowie pozostaną m.in.: wytwórnia betonu, most tymczasowy, niektóre dźwigi, ogrodzenie, niektóre biura, wszystkie łącza (energetyczne, telekomunikacyjne i wodne), a także transformatory.
- Teraz nie ma już żadnych przeszkód, by Max Bögl, zgodnie z planem, rozpoczął od początku lutego urządzanie się na budowie. W poniedziałek rozpoczniemy wprowadzanie nowego wykonawcy - zapowiada Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. Euro 2012.
Jeśli Mostostal błyskawicznie przekaże nam dokumenty i opuści teren (stadionu - przyp. red.), wówczas jest szansa na uniknięcie sporu sądowego - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia. Prezydent Wrocławia tłumaczy w rozmowie z dziennikiem dlaczego zmienił wykonawcę stadiony na mistrzostwa Europy.
Jak mówi Dutkiewicz, miasto próbowało się porozumieć z Mostostalem, biorąc pod uwagę kwestię organizacji Euro 2012 i dobre imię wielkiej spółki giełdowej, jaką jest Mostostal. Stanowcza reakcja i rezygnacja z umowy z Mostostalem były spowodowane brakiem chęci współpracy z drugiej strony. Dutkiewicz zapewnił w "DGP", że miasto do końca chciało uniknąć sporu sądowego. Jednak gdy Mostostal próbował w sądzie zablokować budowę wrocławskiego stadionu, wówczas rozmowy zostały zakończone i rozpoczęło się przygotowywanie pozwu sądowego przeciwko spółce.
Jednocześnie prezydent Wrocławia powiedział "DGP", że być może, Mostostal błyskawicznie przekaże nam dokumenty i opuści teren (stadionu - przyp. red.), wówczas jest szansa na uniknięcie sporu sądowego.
autor:MR Dziś przed południem ma zostać podpisany protokół zdawczo-odbiorczy będący ostatnim niezbędnym elementem do formalnego przekazania placu budowy stadionu na Maślicach. Jego treść została już wstępnie zaakceptowana przez byłego wykonawcę - firmę Mostostal - oraz spółkę Wrocław 2012 zajmującą się organizacją turnieju.
W środę miasto zaczęło oficjalnie przejmować plac budowy pod arenę na Euro 2012. W związku z tym, prawdopodobnie już w poniedziałek, pieczę nad inwestycją przejmie nowy wykonawca, niemiecka firma Max Boegl, który według ustaleń z magistratem wybudować ma stadion do połowy 2011 roku.
Nic jednak nie zapowiadało tak pokojowego rozwiązania konfliktu, bowiem niemalże codziennie można było słyszeć zapowiedzi o oddaniu całej sprawy w ręce sądu.
Przypomnijmy, że w związku z opóźnieniami w budowie stadionu, brakiem wymaganej kadry kierowniczej, zatrudnianiem podwykonawców wbrew zapisom kontraktu i wprowadzaniu w błąd poprzez podawanie nieprawdziwych danych, 30 grudnia 2009 roku miasto zdecydowało się rozwiązać umowę z Mostostalem.
Firma miała w ciągu 14 dni oficjalne przekazać plac budowy magistratowi, zaś ciągu kolejnych 30 dni zabrać stamtąd swój sprzętu. Mostostal jednak zwlekał, cała sprawa stawała się coraz bardziej problematyczna, a tymczasem 18 stycznia firma Max Boegl została wybrana nowym wykonawcą mającym wybudować arenę.
Ostatecznie jednak, dziś przed południem, ma zostać podpisany protokół zdawczo-odbiorczy będący ostatnim niezbędnym elementem do formalnego przekazania placu budowy stadionu na Maślicach.
więcej artykułów o stadionie: http://www.tuwroclaw.com/wiadomosci,w-p ... -1320.html
Michał Kokot, Jacek Harłukowicz 2010-01-28, ostatnia aktualizacja 2010-01-27 19:31
Miasto naliczyło nam ogromne kary, więc jeśli dojdzie do walki, będzie to walka o dobre imię, ale i pieniądze. Dziś to my czujemy się skrzywdzeni, a miasto chce, żebyśmy jeszcze za to wszystko zapłacili. Z naszego punktu widzenia to nie do przyjęcia - mówi prezes Mostostalu Jarosław Popiołek
Prawie miesiąc temu miasto wypowiedziało Mostostalowi Warszawa umowę na budowę stadionu na Euro. Zarzuciło mu kilkumiesięczne opóźnienie w pracach, naliczyło za to 72 mln zł kary i zażądało jak najszybszego opuszczenia budowy. Przedstawiciele Mostostalu nie komentowali tych działań, ale nie pozostali też bierni. Próbowali sądownie zablokować wybór nowego wykonawcy, zamrozić prace oraz pieniądze przeznaczone na kaucję. Udało się tylko to ostatnie. We wtorek Mostostal zadeklarował jednak, że wkrótce przekaże plac budowy nowemu wykonawcy, natomiast miasto, że jest gotowe usiąść do rozmów o wysokości kary.
Rozmowa z Jarosławem Popiołkiem, prezesem Mostostalu Warszawa
Michał Kokot, Jacek Harłukowicz: Czy był Pan zaskoczony, gdy 30 grudnia prezydent Rafał Dutkiewicz poinformował na konferencji prasowej, że zrywa umowę z Mostostalem?
Jarosław Popiołek: Byłem zszokowany. Co prawda od początku budowy stadionu odbieraliśmy sygnały, że jesteśmy persona non grata. Ale taka decyzja nie przychodziła nam nawet do głowy. Zwłaszcza że przez ostatnie trzy miesiące prace posuwały się w dobrym tempie i nikt nie mógłby stwierdzić, że nie podołamy tej inwestycji.
Ale przecież od września miasto trzykrotnie wzywało konsorcjum do przedstawienia planów naprawczych w związku z opóźnieniami. Z punktu widzenia miasta budowa nie szła dobrze. Być może zignorowaliście te sygnały?
- To nieprawda. Nie trzeba było nas wzywać do przedstawienia żadnych programów naprawczych. Jedynym elementem, który nie zafunkcjonował tak, jak byśmy sobie tego życzyli, był proces projektowy. Nie udało nam się go przeprowadzić w taki sposób, jak na początku planowaliśmy, i tylko to mamy sobie do zarzucenia. A głównym tego powodem były nierealne terminy na jego realizację zawarte w umowie. Oczywiście zawsze mogliśmy jej nie podpisywać, ale w umowie to były warunki niezmienne. Do tego doszedł fakt, że potencjał firmy odpowiedzialnej za projektowanie był nieadekwatny w stosunku do tego, co było do zrobienia. Cały projekt od nowa stworzyły firmy wrocławskie. To trochę trwało i dlatego musieliśmy roboty rozpocząć dużo później.
Jak zareagowaliście na te opóźnienia?
- Budowę wrocławskiego stadionu potraktowaliśmy priorytetowo. Na pojawiające się opóźnienia reagowaliśmy od razu. Nie mając projektów, ale wiedząc, że wkrótce się pojawią, zgromadziliśmy najlepszych fachowców, jakimi dysponowaliśmy. Proszę zauważyć jak szybko powstał plac budowy. Jednakże bez kompletu projektów koordynacja naszych działań była utrudniona. Ludzie czekali na to, by roboty ruszyły pełnym frontem i wkrótce tak się stało. W grudniu ilość wykonanych prac i ich tempo było takie, jak w ciągu wszystkich poprzednich miesięcy razem wziętych.
Część podwykonawców twierdzi, że przez wiele tygodni wykonywali prace, które nie były potrzebne. Ludzie byli na budowie tylko po to, by pokazać Michelowi Platiniemu i dziennikarzom, że praca wre. A tak nie było.
- Pewne roboty były wykonywane na podstawie projektu budowlanego, a nie szczegółowego projektu wykonawczego. W tej sytuacji zmuszeni byliśmy np. zrobienie fundamentów powierzyć wysoko opłacanemu cieśli czy zbrojarzowi. To trochę tak, jak generałowi zlecić zadanie, które w normalnych warunkach wykonywałby szeregowiec. Ale na koniec grudnia duża część opóźnień została nadrobiona. A to, czy danego dnia wynosi ono 15 czy 30 dni, jest zawsze oceną subiektywną. Faktycznie można to ocenić dopiero wtedy, gdy czynność ma się skończyć.
Niektóre opóźnienia sięgały jednak nawet 90 dni.
- Tak, ale to dotyczyło parkingu sąsiadującego z koroną stadionu. Musieliśmy tam wymienić grunt i to była obiektywna przyczyna opóźnienia. To nie miało nic wspólnego z terminem zakończenia całej inwestycji. Nawet jeśli parking miałby 90 czy 120 dni opóźnienia, to i tak byłby gotowy przed ukończeniem stadionu.
Miasto twierdzi, że cała budowa była opóźniona o cztery i pół miesiąca.
- Termin oddania stadionu był przez nas traktowany jako święty. Byliśmy gotowi przeorganizować pewne roboty, by nadrobić te, które miały opóźnienia krytyczne. Natomiast, rzeczywiście, toczyły się rozmowy o ewentualnym późniejszym oddaniu całej inwestycji. Niezależnie bowiem od tego, kiedy byśmy skończyli stadion, to trzeba byłoby na nim położyć murawę. To, z uwagi na pogodę, nie byłoby możliwe w styczniu 2011 roku. Można ją kłaść dopiero w kwietniu lub maju. I tylko w tym kontekście padł argument, że tak czy inaczej będziemy zmuszeni cały obiekt oddać dopiero na wiosnę. Chcieliśmy o tym rozmawiać, bo jeśli zakończylibyśmy prace miesiąc lub dwa po terminie, czyli 15 lutego albo 15 marca 2011 roku, to z punktu widzenia miasta nie byłby to koniec świata. Ale dla nas tak, bo umowa przewiduje 700 tys. zł kary za każdy dzień opóźnienia.
Innym zarzutem miasta jest brak na budowie Waszej kadry zarządzającej, a także to, że panował na niej chaos i było zbyt wielu podwykonawców.
- Zaprzeczam i kategorycznie się z tym nie zgadzam. Reprezentuję firmę, która należy do największych i najlepszych w Polsce. Jaki miałby być powód, by na tak sztandarowej budowie doprowadzić do takiego stanu? Nie jest tajemnicą, że wszyscy nasi najlepsi fachowcy dostali propozycję przejścia do nowego wykonawcy - od majstra po kierownika budowy. Lepszego argumentu, że mieliśmy świetną kadrę, nie ma.
11 stycznia spotkał się Pan z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i zapewniał go, że polubownie dojdziecie do porozumienia w sprawie naliczonych przez miasto kar i szybkiego opuszczenia budowy. Ale tego samego dnia złożyliście wniosek do sądu, by zamrozić prace na stadionie i wstrzymać wyłonienie wykonawcy .
- To piramidalne nieporozumienie. W każdej korporacji i firmie obowiązują procedury, które są realizowane automatycznie. Magistrat zerwał z nami kontrakt i zażądał 72 mln zł kary na "dzień dobry". To właśnie spowodowało wszczęcie takiej procedury. 11 stycznia spotkałem się z prezydentem Dutkiewiczem, starając się przekonać go do zmiany decyzji o zerwaniu umowy. Daliśmy sobie też słowo, że będziemy szukać rozwiązań ugodowych.
Ale to było już po tym, jak złożyliście pozew przeciw miastu do sądu?
- Tak, pozew był już złożony. Ale w tym momencie, kierując się uzgodnieniem z prezydentem, wydałem w firmie instrukcję, że nasze działania nie mogą pozostawać w sprzeczności z umową ugodową tak długo, jak ona obowiązuje. Najlepszym dowodem na naszą lojalność jest fakt, że postanowienie sądu - dla nas przecież niekorzystne - zawieźliśmy prezydentowi. Gdybyśmy chcieli realizować linię agresywną, nie przyznalibyśmy się do tego.
Lojalność nakazywałaby raczej poinformować prezydenta przed złożeniem pozwu, a nie po jego rozstrzygnięciu, o którym dowiedziałby się prędzej czy później.
- Zapewniam, że gdybyśmy mieli złe zamiary, to tak długo, jak trwały rozmowy ugodowe, nasz wniosek nie ujrzałby światła dziennego. Po prostu schowalibyśmy go do szuflady i kontynuowali rozmowy. Postanowienie zapadło zresztą na posiedzeniu niejawnym i mogliśmy po cichu złożyć na nie zażalenie. Zamiast tego, na moje polecenie, zanieśliśmy go prezydentowi. Wytłumaczyliśmy mu, że robimy to nie przeciwko miastu, ale w ramach całego zespołu działań ochronnych. Prosiłem, żeby broń Boże, nie odbierać tego jako aktu agresji.
A czy, gdyby sąd przychylił się do Waszego wniosku, też przekonywałby Pan prezydenta, że to nie jest działanie wymierzone w miasto?
- Z pewnością w takiej samej formie poinformowałbym go, że takie postanowienie zostało wydane. Pamiętajmy, że ugoda to nie jest taka prosta sprawa. Doszło do pewnych zdarzeń i miasto, nawet jakby bardzo chciało, nie może się tak po prostu z miejsca wycofać z pewnych rzeczy. Prawdopodobieństwo jej zawarcia zależy od tego, jak silnymi argumentami dysponują obie strony. Załóżmy, że ja domagam się od pana 72 mln zł odszkodowania za doznane krzywdy. Ale pan do mnie przychodzi i mówi: o nie, nie, ja mam na to takie kontrargumenty. I wtedy zaczynamy nasze żądania miarkować. Tak to działa.
Czyli złożenie tych wniosków było raczej taktyczną zagrywką, a nie wyrazem lojalności?
- Nie, to było działanie w duchu obustronnych deklaracji. Kiedy obie strony doszły do wniosku, że nie mogą kontynuować współpracy i jest zdecydowana wola jej rozwiązania, wspólnie stwierdziliśmy: "po co się męczyć?". Doszliśmy do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie ugoda. Ale żeby ją zawrzeć, obie strony zbroją się w argumenty nie do odrzucenia. Jeśli mówimy o taktyce, to nie o taktyce przeciwko komuś, ale o taktyce zmierzającej do rozwiązania satysfakcjonującego obie strony.
Czy miasto powinno spodziewać się z Waszej strony pozwu?
- Mamy bardzo małe pole manewru. Miasto naliczyło nam ogromne kary, więc jeśli dojdzie do walki, będzie to walka o dobre imię, ale i pieniądze. Bo dziś jest tak, że to my czujemy się skrzywdzeni, a miasto chce, żebyśmy jeszcze za to wszystko zapłacili. Z naszego punktu widzenia jest to nie do przyjęcia. Ale proszę mi wierzyć, że jesteśmy w stanie przełknąć tę gorzką pigułkę i nawet po tym, jak przedstawiono nas w tak szalenie negatywnym świetle, jesteśmy w stanie się dogadać.
To już koniec wojny o plac budowy stadionu. W poniedziałek pojawi się na nim nowy wykonawca.
Wrocławski Urząd Miejski zaczął wczoraj oficjalnie przejmować plac budowy stadionu na Euro 2012 od Mostostalu Warszawa. Nic już więc nie przeszkodzi w tym, by w poniedziałek plac przejęła niemiecka firma Max Bögl. To ona ma wybudować stadion do końca czerwca 2011 roku.
Niemal w ostatniej chwili udało się uniknąć rozwiązania siłowego i kompromitującego konfliktu o plac budowy. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że dojdzie do starcia w tej sprawie. Magistrat 30 grudnia zerwał z Mostostalem kontrakt na budowę stadionu. Dał tej firmie 14 dni na oficjalne przekazanie placu budowy i dalsze 30 na zabranie stamtąd sprzętu. Mostostal zwlekał. Plac nie został przekazany 14 stycznia, jak planowali urzędnicy.
Jeszcze kilka dni temu mówili, że Mostostal opóźnia wszelkie procedury. Urząd i miejska spółka Wrocław 2012 zaczęły szykować rozwiązanie siłowe. W piątek na placu budowy pojawili się miejscy prawnicy. Chcieli wręczyć kierownikowi budowy z Mostostalu decyzję, że został odwołany, a miasto mianowało swojego kierownika. Chcieli przejąć dziennik budowy i dokumentację. Kłopot w tym, że kierownik zniknął gdzieś na kilka dni. Nie przekazał żadnej dokumentacji ani dziennika budowy. Tymczasem ostateczny termin pokojowego przekazania placu mijał wczoraj o godzinie 9. Gdyby tak się nie stało, urząd złożyłby do sądu wniosek o eksmisję.
Ale nie było to potrzebne, bo we wtorek doszło do przełomu. We Wrocławiu pojawił się prezes Mostostalu Jarosław Popiołek . Na spotkaniu z prezydentem oświadczył, że nie będzie w żaden sposób przeszkadzać w kontynuowaniu budowy ani utrudniać prac.
Jeszcze we wtorek odnalazł się kierownik budowy i przekazał swojemu następcy dokumenty. Wczoraj rozpoczęło się podpisywanie dokumentów. Jak mówią w Urzędzie Miejskim, procedura może się przeciągnąć i zakończyć dziś. Oznacza to jednak, że - tak jak to wcześniej zaplanowano - nowy wykonawca wejdzie na plac budowy 1 lutego.
Dzięki przełomowi w tej sprawie może też uda się uniknąć sądowego sporu miasta z Mostostalem. Wcześniej zapowiedziały go obydwie strony. Przegrana miasta mogłaby oznaczać konieczność wypłaty kilkudziesięciomilionowego odszkodowania z budżetu. Przegrana Mostostalu - trzyletni zakaz udziału tej firmy w zamówieniach publicznych.
Oznaczałoby to groźbę bankructwa dla wrocławskiego Wrobisu, który jest własnością Mostostalu. Był też częścią konsorcjum, które budowało stadion. Porozumienie polubownie kończące spór może być dla tej firmy ratunkiem.
- Deklaracja prezesa Popiołka, że plac budowy zostanie przekazany i firma nie będzie utrudniać kontynuowania budowy, otwiera drogę do rozmów i rozwiązania sporu w drodze negocjacji, a nie na sali sądowej - mówi rzecznik prezydenta Rafała Dutkiewicza, Marcin Garcarz.
Tymczasem nieprzejednane stanowisko zajmuje inny członek budowlanego konsorcjum, grecka firma JP Avax. Oprotestowała ona wybór nowego wykonawcy stadionu. Żąda unieważnienia tego kontraktu.
Konsorcjum pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa S.A. ciągle nie zakończyło inwentaryzacji i nie przekazało placu budowy nowemu wykonawcy stadionu we Wrocławiu, który powstaje głównie z myślą o piłkarskich mistrzostwach Europy w 2012 roku. Zgodnie z podpisaną w połowie stycznia umową, nowy wykonawca - firma Max Boegl - na placu budowy ma się pojawić się najpóźniej 1 lutego. Jak poinformowała w środę PAP rzeczniczka prasowa spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara, Mostostal po raz kolejny został wezwany do oddania palcu budowy we wtorek.
"Otrzymaliśmy jedynie dziennik budowy i dziennik montażu. Z terenu wywożony jest jednak sprzęt należący do konsorcjum m.in. szalunki i podpory pod szalunki. Na razie jednak formalne przekazanie placu budowy nie nastąpiło" - powiedziała. Dyrektor departamentu ds. społecznych wrocławskiego Urzędu Miejskiego Michał Janicki powiedział PAP wcześniej, że inwentaryzacja zakończy się najpóźniej do końca stycznia, a prace będą mogły zacząć się niezwłocznie, ponieważ spółka dysponuje projektami wykonawczymi, które pozwolą prowadzić roboty przez około sześć tygodni.
Władze Wrocławia 30 grudnia wypowiedziały podpisaną w kwietniu zeszłego roku umowę na budowę stadionu, ponieważ ich zdaniem wykonawca miał kilkumiesięczne opóźnienia i nie był w stanie zakończyć prac w terminie. W połowie stycznia podpisano umowę z nowym wykonawcą - firmą Max Boegl, która ma wybudować stadion właśnie do końca czerwca 2011 r.
Marcin Rybak 2010-01-26 23:00:18, aktualizacja: 2010-01-27 09:13:30
- To nierealne, by konsorcjum Mostostalu Warszawa skończyło budowę w przewidzianym umową terminie, czyli do końca stycznia 2011 roku - mówi Michał Janicki, pełnomocnik Wrocławia do spraw Euro 2012.
Jego zdaniem, raczej niemożliwe jest też, by firma ukończyła budowę do czerwca 2011 roku, czyli w terminie, w jakim ma postawić stadion nowy wykonawca. Jest nim - przypomnijmy - niemiecka firma Max Bögl.
- Mostostal - mówi Janicki - musiałby sporo dopłacić do tej inwestycji. Naliczono by warszawskiej firmie 140 mln zł kar umownych. To więcej niż zysk, jaki Mostostal chciał osiągnąć na budowie stadionu. Zdaniem Janickiego, zapowiedź, że Mostostal zabierze wszystkie dźwigi z placu budowy w żaden sposób nie utrudni ukończenia stadionu.
Przyznaje jednak, że już po zerwaniu kontraktu rozmawiali z Mostostalem o możliwości pozostawienia przez nich części sprzętu na budowie. Przedstawiciele firmy Max Bögl nie ukrywali wtedy, że przyspieszyłoby to prace.
- Liczyliśmy się jednak z tym, że Mostostal i jego partnerzy zabiorą wszystko. Nowy wykonawca wie o tym i jest na to przygotowany. Załatwienie nowych dźwigów to nie jest wielki problem. Tym bardziej że Max Bögl i tak chciał przestawić niektóre żurawie w inne miejsce, a dodatkowo sprowadzić nowe, których na budowie dotąd nie było.
Janicki przypomina, że czas, jaki Mostostal ma na wyprowadzenie sprzętu, kończy się - zgodnie z umową - 13 lutego. Później magistrat będzie miał prawo samodzielnie zabrać i wywieźć resztę urządzeń.
Magistrat i miejska spółka Wrocław 2012 nie dowierzają zapewnieniom, że Mostostal nie zamierza utrudniać przejmowania placu budowy. Przeczą temu ostatnie wydarzenia. W piątek zniknął gdzieś kierownik budowy, wyznaczony przez Mostostal. Magistrat wciąż nie otrzymał od niego dokumentacji. Wczoraj Mostostal dostał wezwanie, by dziś, do godziny 9.00, ostatecznie przekazał plac budowy miastu.
- To nieprawda, że Mostostal pracował na trzecią zmianę - dodaje Waldemar Flugel ze spółki Wrocław 2012. - Może kilka razy, latem ubiegłego roku. Sami deklarowali, że w pierwszej fazie budowy będzie na niej pracować 800 osób. A jak było naprawdę, wynika z oficjalnych sprawozdań. Na pierwszej zmianie 400 osób, na drugiej 50, czasami na trzeciej 20 osób. To co oni mogli zrobić na tej trzeciej zmianie w dwadzieścia osób?
Jacek Harłukowicz, Michał Kokot 2010-01-26, ostatnia aktualizacja 2010-01-26 20:05
Mostostal przekaże w środę plac budowy nowemu wykonawcy stadionu na Euro. Taką deklarację złożył we wtorek prezes firmy Jarosław Popiołek. - Jeśli tak rzeczywiście się stanie, wrócimy do rozmów i nie będzie konieczności pozwów sądowych - zareagowały władze Wrocławia
Wizyta prezesa Mostostalu Warszawa nastąpiła w ostatnim momencie przed ponowną eskalacją konfliktu. Dziś o godz. 9 mija bowiem kolejny wyznaczony przez władze Wrocławia termin przekazania budowy. Gdyby także on nie został dotrzymany, miasto nie wykluczało wariantu siłowego przejęcia.
- Nie możemy przeciągać terminów zejścia spółki z placu w nieskończoność. Obecność Mostostalu utrudnia nam normalne funkcjonowanie na budowie stadionu - tłumaczyła nam wczoraj Magdalena Malara, rzeczniczka spółki Wrocław 2012.
Po wczorajszym spotkaniu szefa Mostostalu z prezydentem Wrocławia można mieć nadzieję, że opcja siłowa nie będzie konieczna. Prezes Jarosław Popiołek zadeklarował bowiem, że jego pracownicy opuszczą plac dziś rano i przekażą nowemu wykonawcy całą związaną ze stadionem dokumentację. Już wczoraj po trwającym kilka dni sporze pracownicy spółki Wrocław 2012 otrzymali od Mostostalu dziennik budowy.
- To gest w dobrą stronę. Otwiera możliwość powrotu do rozmów przy stole, a nie na sali sądowej - oceniał po spotkaniu Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta Wrocławia do spraw Euro 2012.
Mostostal już raz na początku stycznia złożył podobną deklarację, a później domagał się w sądzie wstrzymania wyboru nowego wykonawcy. Pamiętając o tym, władze Wrocławia postanowiły na razie nie rezygnować z przygotowywania pozwu przeciwko warszawskiej firmie.
- Pozew złożyć można w każdym momencie. Ale jeżeli okaże się, że Mostostal rzeczywiście uznał, iż lepiej rozejść się w pokoju, jesteśmy w stanie z tego zrezygnować - usłyszeliśmy w magistracie.
Jarosław Popiołek, prezes Mostostalu, jest zaskoczony zarzutami miasta. - Nigdy nie próbowaliśmy i nie mieliśmy zamiaru blokować prac na stadionie po tym, jak miasto zerwało z nami umowę. Być może powstało wrażenie, że próbujemy cokolwiek utrudniać, ale mogło to tylko wynikać z nerwowości naszych pracowników. Proszę im się nie dziwić, oni mogą stracić pracę, a przecież niczemu nie zawinili.
W rozmowie z "Gazetą" prezes po raz pierwszy przedstawia swoją wersję opóźnień przy budowie stadionu. - Nie udało nam się przeprowadzić procesu projektowego i to możemy sobie zarzucić. Wiedzieliśmy przecież, jaką zawieramy umowę, i mogliśmy jej nie podpisywać. Brak projektów wykonawczych był jedynym powodem opóźnień. Firma, która miała je dla nas opracować, nie podołała zadaniu, dlatego musieliśmy poszukać innej. To spowodowało trzymiesięczne opóźnienie.
Popiołek twierdzi jednak, że stadion i tak zostałby oddany na czas, czyli na początku 2011 roku. Przyznaje, że przez jakiś czas roboty na budowie nie były prowadzone zgodnie z harmonogramem. - Brak dokumentacji projektowej spowodował, że nasi ludzie byli trzymani na budowie, ale nie wykonywali tylu prac, ile mogli. Po otrzymaniu dokumentacji byliśmy jednak w stanie odrobić zaległości. Nasi pracownicy byli bardzo zdeterminowani, by udowodnić, że zdążą na czas. Tylko w grudniu wykonaliśmy tyle robót, ile łącznie przez wszystkie pozostałe miesiące - mówi Popiołek i twierdzi, że wszyscy pracownicy spółek Mostostal i Wrobis na kierowniczych stanowiskach dostali propozycje przejścia do Maksa Bögla.
Prezes Popiołek przyznaje, że spółka informowała miasto, iż prace mogą zostać oddane z cztero-, pięciomiesięcznym opóźnieniem. - To były rozmowy robocze. Stadion miał być gotowy na początku 2011 roku, ale murawę można kłaść dopiero wiosną, gdy jest odpowiednia temperatura. Mogłoby się stać tak, że stadion byłby gotowy nieco później, np. w lutym lub marcu. A przecież gdybyśmy oddali inwestycję później, wzięlibyśmy na siebie ogromną odpowiedzialność finansową. Umowa przewiduje 700 tys. zł kary za każdy dzień opóźnienia.
Popiołek zapowiedział, że Mostostal nie będzie blokował prac na stadionie. - Chcemy wycofać się honorowo, zabrać z placu sprzęt i zdemontować zaplecze budowy. To też musi trwać, bo instalacja na placu zajęła nam trzy miesiące - mówi Popiołek.
Jeśli pracownicy Mostostalu rzeczywiście opuszczą dziś plac budowy, nie będzie przeszkód, by zgodnie z ustaleniami od 1 lutego prace na nim rozpoczął Max Bögl, który ma dokończyć roboty.
Mostostal liczy, że uda mu się wynegocjować opcję zerową - Wrocław odstępuje od naliczonych kar umownych i wypłaca wykonawcom zamrożone na ich poczet ponad 30 mln zł płatności za już wykonane prace. Czy tak się stanie? Rozmowy w tej sprawie trwają.
- Jedno jest pewne. Max Bögl wchodzi praktycznie na gotowe. Najtrudniejszą pracę już wykonaliśmy - deklaruje prezes Popiołek. - Proszę mi wierzyć, będziecie mieli stadion gotowy do czerwca 2011 roku i Euro będzie rozgrywane we Wrocławiu, a nie w Krakowie.
Michał Kokot 2010-01-25, ostatnia aktualizacja 2010-01-25 20:44
Mostostal Warszawa zapewnia, że lada dzień opuści budowę wrocławskiego stadionu na Euro 2012. Miasto jednak niezupełnie w to wierzy i na wszelki wypadek przygotowuje się do eksmisji z Maślic ekip spółki
Początkowo Mostostal miał opuścić budowę 14 stycznia, później 22 stycznia, ale do dzisiaj tak się nie stało. W piątek przedstawiciele spółki Wrocław 2012, która z ramienia miasta nadzoruje budowę stadionu, usiłowali odebrać od byłego już kierownika budowy jej dokumentację. To się jednak nie udało, bo choć rano widziano go jeszcze w pracy, to później przepadł bez wieści.
- Nie rozumiem takiego zachowania. Ten, kto odmawia wydania dokumentów, może być pozbawiony praw budowlanych - dziwi się Michał Janicki, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. Euro 2012. - Nasi przedstawiciele poszli więc do kierownika kontraktu z notariuszem, by udokumentować fakt niewydania dziennika budowy
Janicki przyznaje, że miasto zdecydowało się na taki krok, żeby - jeśli zajdzie taka potrzeba - łatwiej było uzyskać sądowy nakaz eksmisji ekip Mostostalu z terenu na Maślicach. Na razie jednak miasto do sądu z takim wnioskiem nie wystąpiło.
- Bo dokumentacja budowy nie jest naszym największym kłopotem, bo można ją stosunkowo szybko odtworzyć - tłumaczy Janicki. - Poważnym problemem jest przede wszystkim dostęp do zaplecza budowy - m.in. przyłączy energetycznych i wodociągowych. Należą one do Mostostalu, ale chcielibyśmy je przejąć, by nowy wykonawca nie musiał wszystkiego instalować od nowa.
Tymczasem budowę wciąż kontrolują pracownicy Mostostalu. Miasto twierdzi, że nie chce dopuścić do usunięcia ich siłą, dlatego ciągle negocjuje z konsorcjum warunki, na jakich jego ekipy opuszczą inwestycję. Bez tego Max Bögl, nowy wykonawca stadionu, nie może rozpocząć pracy.
- Nasi ludzie weszli na teren stadionu dopiero wczoraj [w poniedziałek]. Wcześniej nie byli tam wpuszczeni przez pracowników Mostostalu - twierdzi Falk Rohmberger, prokurent Maksa Bögla w Polsce. - To próba sił między Mostostalem i miastem, na którą nie mamy wpływu. Mam jednak nadzieję, że uda nam się przejąć teren już w przyszłym tygodniu.
Kinga Drózd z biura prasowego Mostostalu zaprzecza, że spółka utrudnia działanie nowemu wykonawcy: - Nie mamy zamiaru niczego blokować ani opóźniać wyjścia z budowy. W tej chwili toczą się rozmowy, które dotyczą między innymi jej zaplecza. Prowadzimy też inwentaryzację, która zakończy się w ciągu kilku dni.
Falk Rohmberger cały czas podkreśla, że jeśli jego ekipy przejmą budowę w lutym, to mimo zamieszania ze zmianą wykonawcy stadion powstanie w zaplanowanym terminie, czyli do czerwca 2011 roku. - Dołożymy wszelkich starań, by tak się stało - zapewnia prokurent Maksa Bögla.
Jeśli Wrocław nie wybuduje stadionu na Euro w wyznaczonym przez UEFA terminie, czyli do czerwca 2011 roku, nasze miasto może stracić prawo organizacji meczów na mistrzostwach.
- To ostateczny termin - ostrzegł w piątek we Wrocławiu Adam Olkowicz, odpowiedzialny w Polskim Związku Piłki Nożnej za przygotowania do Euro. W takiej sytuacji organizacja spotkań mogłaby zostać przeniesiona do Krakowa lub Chorzowa.
Jednocześnie, po spotkaniu z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem, Olkowicz uspokajał, że na dziś żadnego zagrożenia dla organizacji Euro we Wrocławiu nie ma. I to mimo konfliktu magistratu z Mostostalem Warszawa, który do końca grudnia budował arenę, a z którym kontrakt rozwiązano z powodu opóźniania prac.
- Sytuacja jest niecodzienna - przyznał Olkowicz. - Liczę, że szybko wróci do normalności - dodał. Wybrana przez magistrat na nowego wykonawcę niemiecka firma Max Bögl ma przejąć plac budowy 1 lutego. Problem w tym, że wciąż nie wiadomo, czy do tego czasu Mostostal Warszawa oficjalnie przekaże ten plac magistratowi.
Prace na Maślicach są wstrzymane od początku roku. Trwa inwentaryzacja placu budowy. Jednak - jak mówił w piątek pełnomocnik magistratu do spraw Euro Michał Janicki - ekipy Mostostalu ją przeciągają. Według urzędników, firma od kilku dni jest wzywana do formalnego oddania placu i na wezwania te nie reaguje.
[i:2y2zyqo1]Prace na Maślicach są wstrzymane od początku roku. Trwa inwentaryzacja placu budowy.[/i:2y2zyqo1]
Przypomnijmy, że Mostostal kilka dni temu oświadczył, że nie uznaje za prawomocną decyzji o rozwiązaniu kontraktu. Próbował nawet uzyskać decyzję sądu nakazującą, by firma ta prowadziła prace na budowie do czasu zakończenia procesu sądowego, jaki Mostostal zamierza wytoczyć magistratowi. Janicki zapowiedział w piątek "prawne działania" przeciwko Mostostalowi. Zapewniał jednak, że nie będą to rozwiązania siłowe. Jakie w takim razie? O szczegółach nie mówił. - Oni od 14 stycznia łamią prawo - przekonywał tylko. Zdaniem Janickiego, właśnie 14 stycznia minął termin, w którym warszawska firma miała obowiązek oddać miastu plac budowy. Od tego dnia ma jeszcze 30 dni na zabranie stamtąd swojego sprzętu.
- Robimy to, co do nas należy. Działamy w granicach prawa. Nie zamierzamy utrudniać przekazania magistratowi placu budowy - zapewnia Kinga Drózd z biura prasowego Mostostalu Warszawa. Przypomnijmy, że Mostostal wysłał też pisma do wojewody i policji, alarmujące, że magistrat szykuje siłowe przejęcie stadionu z użyciem straży miejskiej. Wczoraj urzędnicy z ratusza ponownie zapewniali, że nic takiego się nie wydarzy.
Polska The Times Gazeta Wrocławska Marcin Rybak, MIS
Mostostal poprosił o interwencję policję oraz wojewodę. Coraz ostrzejsza walka o wrocławski stadion na Euro 2012.
Czy Mostostal Warszawa, mimo że miasto zerwało z nim umowę na wzniesienie areny na Maślicach, nie opuści dobrowolnie placu budowy? To nadal prawdopodobne.
ormalnie na Maślicach ciągle trwa inwentaryzacja. Tymczasem Mostostal, po tym, jak w środę ogłosił, że uważa zerwanie kontraktu za bezprawne, w czwartek poprosił o interwencję wojewodę i policję. Władze tej firmy twierdzą, że magistrat szykuje rozwiązanie siłowe. Miałoby ono polegać na interwencji straży miejskiej, która wyrzuciłaby pracowników konsorcjum. Mostostal domaga się więc "niezwłocznej kontroli doraźnej" w tej sprawie. Twierdzi, że straż miejska nie ma prawa podejmować takich działań.
- Nie szykujemy żadnej akcji - mówi Sławomir Chełchowski, rzecznik wrocławskiej straży miejskiej. - Nie zajmujemy się takimi rzeczami. Ujawnione w czwartek działania Mostostalu oznaczają zaostrzenie i tak już napiętej sytuacji wokół wrocławskiego stadionu. Mostostal, wspólnie z grecką firmą JP Avax i wrocławskim Wrobisem, budowały arenę do końca grudnia 2009. Nowym wykonawcą ma być niemiecka firma Max Bögl. Mostostal zapowiedział proces.
Kiedy 30 grudnia rozwiązywano kontrakt, magistrat dał Mostostalowi i jego partnerom czas na przekazanie placu budowy do 13 stycznia. Tak się jednak nie stało.
[i:19hykv22]Według Mostostalu Warszawa, 14 stycznia doszło do "bezprawnej interwencji" straży miejskiej.[/i:19hykv22]
Według Mostostalu Warszawa, 14 stycznia rano, przy wjeździe na budowę, doszło do "bezprawnej interwencji" straży miejskiej. Strażnicy, wspólnie z wynajętymi przez magistrat ochroniarzami, mieli zablokować na kilkadziesiąt minut wjazd na budowę. Mostostal w piśmie do policji i wojewody ocenia te działania jako próbę szantażu. Urzędnicy i strażnicy zaprzeczają, by taka sytuacja miała miejsce.
Zdążymy postawić wrocławski stadion na czas - obiecuje, w rozmowie z "Polską-Gazetą Wrocławską" Falk Rohmberger, dyrektor naczelny firmy Max Bögl Polska. To tę firmę wybrał magistrat do kontynuacji budowy areny na Maślicach. - To nie pierwsza budowa, którą prowadzimy pod presją czasu.
Niezależni eksperci budowlani, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają słowa Rohmbergera. - To bardzo doświadczona firma. Nie powinni mieć problemu z dokończeniem prac do czerwca 2011 roku - uważa Jerzy Kamiński, specjalista od budownictwa, były dyrektor w firmie Skanska. Czy nowego wykonawcę areny mogą spotkać na placu budowy niemiłe niespodzianki? - Może, gdyby okazało się, że na samym początku budowy źle wykonano prace geologiczne i cała postawiona już konstrukcja zaczęłaby się rozpadać - zastanawia się Kamiński. - Ale budowa stadionu to poważna inwestycja i nie sądzę, by do czegoś takiego w ogóle doszło.
- To trudny moment, kiedy w trakcie budowy zmienia się generalny wykonawca - przyznaje Łukasz Czyszczoń, kierujący budową osiedla mieszkaniowego Angel Wings we Wrocławiu. - Już w trakcie budowy mogą wyjść na jaw jakieś zaszłości: na przykład, że coś, co źle zrobił poprzedni wykonawca, nie zostało zauważone wcześniej. Niebezpieczne byłyby też jakieś ujawnione zbyt późno niedoskonałości w projekcie.
Falk Rohmberger z Max Bögl nie boi się żadnych niespodzianek. - To, co już zostało zbudowane, w większości jest zatwierdzone przez inwestora. Trzeba więc liczyć, że jest zrobione dobrze. Max Bögl to jedna z największych, prywatnych firm budowlanych w Niemczech. Stawiała m.in. słynny Tropical Islands pod Berlinem, największy aquapark w Europie. Budowała też niejeden stadion. - We Frankfurcie mamy nawet swoją lożę - opowiada Falk Rohmberger. - Zapraszamy tam klientów. Mogą zobaczyć, jak wygląda nasze dzieło. Wszystko sprawdzić i dotknąć. A wpadki? - O tych nikt nie lubi mówić. Jesteśmy znani z terminowości - uśmiecha się dyrektor. - Nasza firma istnieje już przeszło 80 lat. Budujemy w siedemnastu krajach. Firma powstała w 1929 roku, kiedy nasz założyciel, Max Bögl, stracił pracę jako murarz. Zakład, który go zwolnił, istnieje do dziś. Ale my jesteśmy pięć razy większą firmą.
Max Bögl senior dziś już nie żyje, choć firma wciąż jest w rękach rodziny. Jednym ze wspólników jest też Max Bögl - ale to już drugie pokolenie. Brat założyciela, Johan, ma 73 lata i wciąż pojawia się w firmie.
[i:19hykv22]Max Bögl to jedna z największych, prywatnych firm budowlanych w Niemczech.[/i:19hykv22]
Centrala firmy to wielki kompleks zajmujący 63 ha w miejscowości Sengenthal w Bawarii. To właśnie na tym terenie w 1929 r. Max Bögl założył zakład murarski. Do czasów wojny firma nie rozrosła się zbytnio. Później jej właściciel został powołany do służby w Wehrmachcie. Po wojnie wszystko zaczynał od nowa. - Prawdziwy rozwój firmy zaczął się w latach 70. - opowiada Rohmberger. Dziś w Sengenthal jest m.in. nowoczesna fabryka konstrukcji stalowych. Tu powstanie konstrukcja dachu wrocławskiego stadionu.
Kiedy w 2009 roku firma Max Bögl walczyła w przetargu o kontrakt na budowę stadionu we Wrocławiu, pojawiły się pogłoski o jej powiązaniach z niemieckim inżynierem Thomasem Speckiem, wiceszefem miejskiej spółki Wrocław 2012 odpowiedzialnej za budowę areny. Spekulacje ucichły, gdy - po sądowej walce - Max Bögl przegrał walkę o kontrakt. Teraz znowu się pojawiają. - To bzdury - przekonuje szef Max Bögl Polska. - Speck nie miał żadnych powiązań z naszą firmą.
Budowali A4 Wrocławski stadion to jedna z największych polskich zleceń tej firmy. Max Bögl działa w Polsce od 1999 roku. Dotąd firma prowadziła przede wszystkim prace związane z wielkimi budowami dróg. Na Dolnym Śląsku budowali odcinek autostrady A4 z Legnicy do Wrocławia. Prace trwały od 2004 do 2006 roku i kosztowały przeszło 42 mln euro. Wybudowany odcinek został otwarty w sierpniu 2006 roku. Firma budowała też nowe nabrzeże w porcie w Szczecinie oraz prowadzące tam drogi i linię kolejową. W tej chwili pracuje na odcinku drogi ekspresowej S18 z Królowa do Żarów i S3 z Kluczy do Pyrzyc. Firma jest też zainteresowana planami budowy w Polsce sieci szybkich kolei.
Czy wierzysz, że Max Bögl dotrzyma słowa i wybuduje stadion do czerwca 2011?
Marcin Rybak, MIS 2010-01-22 18:34:56, aktualizacja: 2010-01-22 18:40:56
Jeśli Wrocław nie wybuduje stadionu na Euro w wyznaczonym przez UEFA terminie, czyli do czerwca 2011 roku, nasze miasto może stracić prawo organizacji meczów na mistrzostwach.
- To ostateczny termin - ostrzegł w piątek we Wrocławiu Adam Olkowicz, odpowiedzialny w Polskim Związku Piłki Nożnej za przygotowania do Euro. W takiej sytuacji organizacja spotkań mogłaby zostać przeniesiona do Krakowa lub Chorzowa
Jednocześnie, po spotkaniu z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem, Olkowicz uspokajał, że na dziś żadnego zagrożenia dla organizacji Euro we Wrocławiu nie ma. I to mimo konfliktu magistratu z Mostostalem Warszawa, który do końca grudnia budował arenę, a z którym kontrakt rozwiązano z powodu opóźniania prac.
- Sytuacja jest niecodzienna - przyznał Olkowicz. - Liczę, że szybko wróci do normalności - dodał. Wybrana przez magistrat na nowego wykonawcę niemiecka firma Max Bögl ma przejąć plac budowy 1 lutego. Problem w tym, że wciąż nie wiadomo, czy do tego czasu Mostostal Warszawa oficjalnie przekaże ten plac magistratowi.
Prace na Maślicach są wstrzymane od początku roku. Trwa inwentaryzacja placu budowy. Jednak - jak mówił w piątek pełnomocnik magistratu do spraw Euro Michał Janicki - ekipy Mostostalu ją przeciągają. Według urzędników, firma od kilku dni jest wzywana do formalnego oddania placu i na wezwania te nie reaguje.
Przypomnijmy, że Mostostal kilka dni temu oświadczył, że nie uznaje za prawomocną decyzji o rozwiązaniu kontraktu. Próbował nawet uzyskać decyzję sądu nakazującą, by firma ta prowadziła prace na budowie do czasu zakończenia procesu sądowego, jaki Mostostal zamierza wytoczyć magistratowi. Janicki zapowiedział w piątek "prawne działania" przeciwko Mostostalowi. Zapewniał jednak, że nie będą to rozwiązania siłowe. Jakie w takim razie? O szczegółach nie mówił. - Oni od 14 stycznia łamią prawo - przekonywał tylko. Zdaniem Janickiego, właśnie 14 stycznia minął termin, w którym warszawska firma miała obowiązek oddać miastu plac budowy. Od tego dnia ma jeszcze 30 dni na zabranie stamtąd swojego sprzętu.
- Robimy to, co do nas należy. Działamy w granicach prawa. Nie zamierzamy utrudniać przekazania magistratowi placu budowy - zapewnia Kinga Drózd z biura prasowego Mostostalu Warszawa. Przypomnijmy, że Mostostal wysłał też pisma do wojewody i policji, alarmujące, że magistrat szykuje siłowe przejęcie stadionu z użyciem straży miejskiej. Wczoraj urzędnicy z ratusza ponownie zapewniali, że nic takiego się nie wydarzy.
Zdaniem dyrektora turnieju Euro 2012 w Polsce Adama Olkowicza zastój przy budowie stadionu piłkarskiego na mistrzostwa Europy we Wrocławiu nie może trwać zbyt długo, ponieważ warunkiem umowy z PZPN jest m.in. terminowe zakończenie inwestycji. "Bez stadionu nie ma mistrzostw" - dodał. Olkowicz przebywał w piątek we Wrocławiu, gdzie rozmawiał m.in. z prezydentem miasta Rafałem Dutkiewicz o sytuacji na placu budowy, zerwaniu umowy z konsorcjum pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa i podpisaniu nowej z firmą Max Boegl.
W rozmowie z dziennikarzami Olkowicz przyznał, że sytuacja we Wrocławiu jest niecodzienna, ale wszystko przeprowadzone zostało zgodna z prawem. "Termin ukończenia stadionu, który wyznaczono na czerwiec 2011 r. jest datą graniczną, a nowy wykonawca zagwarantował, że jest to termin realny" - podkreślił dyrektor. Olkowicz przypomniał, że podjęta przez UEFA decyzja o wyborze czterech miast - gospodarzy Euro 2012 nadal obowiązuje. "Jedyną instytucją uprawnioną do rozmów, dyskusji i w konsekwencji podejmowania decyzji o ewentualnych, mówię tu bardzo hipotetycznie, zmianach miast-gospodarzy jest UEFA. Na dzisiaj nie ma takiej sytuacji. Koledzy przyjmują z pewnym zrozumieniem, że przy tak wielkich działaniach mogą zdarzać się większe czy mniejsze kłopoty" - zaznaczył.
Władze Wrocławia wypowiedziały podpisaną w kwietniu zeszłego roku umowę na budowę stadionu, ponieważ ich zdaniem wykonawca miał wielomiesięczne opóźnienia i nie był w stanie zakończyć prac w terminie. W sobotę podpisano umowę z nowym wykonawcą - firmą Max Boegl, która ma wybudować stadion właśnie do końca czerwca 2011 r.
Obecnie na placu budowy prowadzona jest inwentaryzacja. Zdaniem dyrektora departamentu ds. społecznych wrocławskiego Urzędu Miejskiego Michała Janickiego Mostostal Warszawa przeszkadza "na różne techniczne sposoby" w zakończeniu prac.
"Obiecują nam od kilku dni, że inwentaryzacja się skończy, a niestety tak nie jest. Jeśli inwentaryzacja się w piątek nie zakończy, to zgodnie z umową, rozpoczniemy ją samodzielnie i potrzebujemy na jej finalizację około tygodnia" - dodał Janicki.
Pierwsze prace przygotowujące teren pod budowę wrocławskiego stadionu rozpoczęły się we wrześniu 2008 r. Umowę na budowę podpisano z konsorcjum pod przewodnictwem Mostostalu Warszawa S.A. w kwietniu tego roku. Tuż po tym rozpoczęły się prace. "Kamień węgielny" wmurowano w czerwcu. Wrocławski stadion ma mieścić prawie 42 tys. widzów. Będzie obiektem wielofunkcyjnym, na którym oprócz meczów piłkarskich można będzie organizować m.in. koncerty. Pod trybunami znajdą się cztery niezależne pomieszczenia, w których powstanie m.in. największy we Wrocławiu klub fitness, kasyno, dyskoteka oraz sale konferencyjne i biurowe.
Jerzy Sawka 2010-01-22, ostatnia aktualizacja 2010-01-21 20:07
FELIETON. Czy to się komu podoba, czy nie, stadion, lotnisko, drogi, obwodnicę autostradową trzeba budować i zrobić wszystko, żeby zdążyć z tym na mistrzostwa Europy
Na stronie internetowej spółki Wrocław 2012 licznik pokazuje, że do mistrzostw Europy zostało 869 dni. Przez ten czas ma powstać stadion na Maślicach. Tuż przed końcem roku miastem wstrząsnęła informacja, że prezydent Rafał Dutkiewicz wywalił z placu budowy firmę Mostostal. To tak jakby zmienić konie w środku rzeki, czego - jak wiadomo - się nie robi.
Potem było jak w hitchcockowskim horrorze, czyli jeszcze bardziej dynamicznie. Pytanie, czy Max Bögl podejmie się rozbabranej budowy; milczenie Mostostalu i brak pewności, czy zechce dobrowolnie zejść z placu; informacje o malowaniu trawy na zielono na wizytę Platiniego; wątpliwości fachowców, czy ktokolwiek w tak krótkim czasie jest w stanie zdążyć z zakończeniem stadionu; w końcu przełom - decyzja Maxa Bögla, że podejmuje się wyzwania i podpisanie z nim umowy.
A teraz kolejna bomba. Udający pokornego baranka Mostostal okazuje się chytrym lisem. W tajemnicy przed miastem złożył pozew do sądu. Dutkiewicz wściekły. Wojna na całego.
Dla wszystkich jest jasne, że od sukcesu stadionu zależy cała samorządowa i polityczna kariera Rafała Dutkiewicza. Prezydent zagrał va banque z Mostostalem. Gdyby nie był przekonany, że musi, nie ryzykowałby zmiany wykonawcy. Wrocławianie jeszcze długo będą analizować okoliczności tej sprawy: czy prezydent nie mógł tego zrobić wcześniej, czy słusznie nie informował opinii publicznej o nieudolności Mostostalu i czy w ogóle ten cały stadion i to Euro 2012 jest nam do czegokolwiek potrzebne?
Te rozważania dotyczyć będą jednak zeszłorocznych śniegów.
Czy to się komu podoba, czy nie, nie ma odwrotu. Stadion, lotnisko, drogi, obwodnicę autostradową, całą infrastrukturę trzeba budować i trzeba zrobić wszystko, żeby zdążyć z tym na mistrzostwa Europy. Nie byłoby tych budów w tak ostrym - jak na polskie standardy - tempie, gdyby nie ciśnienie terminów Euro. Nie byłoby na nie tak szybkich rządowych pieniędzy.
Gdy Polska i Ukraina wygrały organizację mistrzostw Europy, było oczywiste, że to teraz sprawa narodowa. Polskie miasta zaciekle walczyły o to, żeby właśnie w nich były rozgrywane mecze. O miejsce stacjonowania drużyn starły się ze sobą nawet mniejsze miejscowości. Każdy chciał ugrać coś dla siebie.
Wrocław odniósł ogromny sukces, bo nie mając stadionu ani sławnej drużyny piłkarskiej, znalazł się w wybranej przez UEFA czwórce. W pokonanym polu zostawił silny Kraków i Chorzów ze Stadionem Śląskim, świątynią polskiego futbolu. Każde potknięcie Wrocławia jest pilnie obserwowane przez te miasta, które przecież stanowią rezerwę dla pierwszej czwórki. Działają w nich mocne, patriotyczne lokalnie lobby, upokorzone nie przyznaniem meczów. W czasie tegorocznych wyborów samorządowych będą wymuszać na kandydatach deklaracje o starania przejęcia schedy po Wrocławiu - tym mocniejsze, im większe problemy będzie miał Wrocław.
Nasze miasto ma dobrą sławę w Polsce. Porażka Wrocławia ze stadionem zabiłaby pożyteczny mit o jego wyjątkowości, złamałaby lokalną dumę. Przez lata kpiono by z wrocławian wyprawy z motyką na słońce, z tego, że silni byliśmy jedynie promocją. Najbardziej oberwałby prezydent, ale prezydenci przychodzą i odchodzą, a Wrocław zostaje.
Michał Kokot 2010-01-22, ostatnia aktualizacja 2010-01-21 20:10
Miasto obawia się, że Mostostal będzie zwlekać z opuszczeniem placu budowy stadionu. Spółka zażądała w czwartek od władz Wrocławia zapłaty za wykonane dotąd prace i poinformowała, że kar za opóźnienia płacić nie zamierza. Twierdzi też, że nasłano na jej pracowników strażników miejskich
Spór miasta z Mostostalem miał być załatwiony polubownie. Co prawda władze Wrocławia naliczyły spółce za opóźnienia 85 mln zł kar, ale były skłonne do negocjacji. W zamian za ewentualną rezygnację z części kwoty oczekiwano szybkiego opuszczenia budowy i przekazania jej nowemu wykonawcy. Rozmowy w tej sprawie zostały jednak w środę zerwane.
Okazało się wtedy, że Mostostal złożył do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciw miastu. Domagał się w nim, żeby do czasu, aż sąd rozstrzygnie, czy wypowiedzenie umowy było zgodne z prawem, zablokowana została procedura wyłaniania nowego wykonawcy, wstrzymano jakiekolwiek prace na budowie, zamrożona została kaucja w wysokości 72 mln zł, którą spółka wpłaciła miastu na poczet ewentualnych kar.
Groziło to opóźnieniem budowy stadionu, bo proces sądowy mógłby trwać wiele miesięcy. Sąd odrzucił jednak dwa pierwsze wnioski, a jedynie zamroził kaucję.
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz natychmiast zerwał negocjacje z Mostostalem. Zapowiedział też pozew przeciw spółce o odszkodowanie. Dla Mostostalu to gra o dużą stawkę, bo jeśli przegra ten proces, na trzy lata będzie wykluczony z ubiegania się o zlecenia publiczne.
W czwartek spółka ostro zareagowała na ten krok miasta. Do magistratu przysłała pismo, w którym domaga się 10,5 mln zł za wykonane prace i kategorycznie odmawia płacenia jakichkolwiek kar. Wzywa też miasto do przyspieszenia prac inwentaryzacyjnych na placu budowy.
- To żądanie jest absurdalne. Przecież to my kilka dni temu wezwaliśmy ich do przyspieszenia inwentaryzacji, a teraz oni domagają się tego od nas - dziwi się Michał Janicki, pełnomocnik miasta ds. Euro 2012. - Dziwne też, że przypomnieli sobie o anulowaniu kar za listopad i grudzień dopiero teraz, gdy zerwaliśmy z nimi umowę. Niestety, to może oznaczać, że nie będą chcieli szybko opuścić budowy.
Janicki przypomina, że czas na to minął w poniedziałek. Jest przekonany, że Mostostal nie będzie bez końca blokować placu i utrudniać wejścia na niego nowemu wykonawcy - Maksowi Böglowi. - Jeśli do końca miesiąca nie zabiorą stamtąd sprzętu, sami go zabierzemy, a ich obciążymy kosztami - zapowiada.
Grozi też, że jeśli Mostostal nie przekaże miastu dokumentacji budowlanej, to wystąpi ono o odebranie mu uprawnień budowlanych. - Takie jest prawo i postaramy się o to na pewno. Ale jeśli dokumentacji nie dostaniemy, zostanie ona przez nas i tak odtworzona - zapewnia Janicki.
Mostostal sprawy wciąż oficjalnie nie komentuje. W poniedziałek prawnicy firmy wysłali jednak do wojewody dolnośląskiego list z prośbą o kontrolę działalności straży miejskiej. Twierdzą, że strażnicy użyli wobec pracowników spółki "środków przymusu bezpośredniego". Chodzi o zdarzenie z 14 stycznia (miasto twierdzi, że wtedy minął termin opuszczenia Maślic przez Mostostal), gdy rano strażnicy i ochroniarze zablokowali wejście na budowę. "Takie działanie było całkowicie bezprawne i miało na celu wyłącznie zastraszenie znajdujących się na budowie pracowników i przedstawicieli wykonawcy" - czytamy w piśmie. Wojewoda na razie poprosił prezydenta o wyjaśnienia.
Dlaczego pismo Mostostalu jest tak ważne? Bo miasto deklarowało, że z konsorcjum rozstanie się polubownie, a użycie siły tym zapewnieniom przeczy.
Janicki: - 14 stycznia wynajęliśmy jedynie ochronę, by zapobiec wwożeniu przez Mostostal materiałów budowlanych, za które później spółka obciążyłaby miasto. Straży miejskiej jednak nie wzywaliśmy - twierdzi.
Potwierdza to Sławomir Chełchowski, jej rzecznik: - Może i był tam nasz patrol, który monitoruje tę i inne budowy. Ale nie interweniował, bo nie mieliśmy tam żadnego wezwania.
Janicki twierdzi, że pismo Mostostalu do wojewody ma być jedynie argumentem w procesie sądowym. - Teraz już wiemy, że negocjacje z nami były z ich strony tylko grą na czas.
Marcin Rybak 2010-01-21 23:00:11, aktualizacja: 2010-01-21 23:00:11
Mostostal poprosił o interwencję policję oraz wojewodę. Coraz ostrzejsza walka o wrocławski stadion na Euro 2012.
Czy Mostostal Warszawa, mimo że miasto zerwało z nim umowę na wzniesienie areny na Maślicach, nie opuści dobrowolnie placu budowy? To nadal prawdopodobne.
Formalnie na Maślicach ciągle trwa inwentaryzacja. Tymczasem Mostostal, po tym, jak w środę ogłosił, że uważa zerwanie kontraktu za bezprawne, w czwartek poprosił o interwencję wojewodę i policję. Władze tej firmy twierdzą, że magistrat szykuje rozwiązanie siłowe. Miałoby ono polegać na interwencji straży miejskiej, która wyrzuciłaby pracowników konsorcjum. Mostostal domaga się więc "niezwłocznej kontroli doraźnej" w tej sprawie. Twierdzi, że straż miejska nie ma prawa podejmować takich działań.
- Nie szykujemy żadnej akcji - mówi Sławomir Chełchowski, rzecznik wrocławskiej straży miejskiej. - Nie zajmujemy się takimi rzeczami. Ujawnione w czwartek działania Mostostalu oznaczają zaostrzenie i tak już napiętej sytuacji wokół wrocławskiego stadionu. Mostostal, wspólnie z grecką firmą JP Avax i wrocławskim Wrobisem, budowały arenę do końca grudnia 2009. Nowym wykonawcą ma być niemiecka firma Max Bögl. Mostostal zapowiedział proces.
Kiedy 30 grudnia rozwiązywano kontrakt, magistrat dał Mostostalowi i jego partnerom czas na przekazanie placu budowy do 13 stycznia. Tak się jednak nie stało.
Według Mostostalu Warszawa, 14 stycznia rano, przy wjeździe na budowę, doszło do "bezprawnej interwencji" straży miejskiej. Strażnicy, wspólnie z wynajętymi przez magistrat ochroniarzami, mieli zablokować na kilkadziesiąt minut wjazd na budowę. Mostostal w piśmie do policji i wojewody ocenia te działania jako próbę szantażu. Urzędnicy i strażnicy zaprzeczają, by taka sytuacja miała miejsce.
Zdążymy postawić wrocławski stadion na czas - obiecuje, w rozmowie z "Polską-Gazetą Wrocławską" Falk Rohmberger, dyrektor naczelny firmy Max Bögl Polska. To tę firmę wybrał magistrat do kontynuacji budowy areny na Maślicach. - To nie pierwsza budowa, którą prowadzimy pod presją czasu.
Niezależni eksperci budowlani, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają słowa Rohmbergera. - To bardzo doświadczona firma. Nie powinni mieć problemu z dokończeniem prac do czerwca 2011 roku - uważa Jerzy Kamiński, specjalista od budownictwa, były dyrektor w firmie Skanska. Czy nowego wykonawcę areny mogą spotkać na placu budowy niemiłe niespodzianki? - Może, gdyby okazało się, że na samym początku budowy źle wykonano prace geologiczne i cała postawiona już konstrukcja zaczęłaby się rozpadać - zastanawia się Kamiński. - Ale budowa stadionu to poważna inwestycja i nie sądzę, by do czegoś takiego w ogóle doszło.
- To trudny moment, kiedy w trakcie budowy zmienia się generalny wykonawca - przyznaje Łukasz Czyszczoń, kierujący budową osiedla mieszkaniowego Angel Wings we Wrocławiu. - Już w trakcie budowy mogą wyjść na jaw jakieś zaszłości: na przykład, że coś, co źle zrobił poprzedni wykonawca, nie zostało zauważone wcześniej. Niebezpieczne byłyby też jakieś ujawnione zbyt późno niedoskonałości w projekcie.
Falk Rohmberger z Max Bögl nie boi się żadnych niespodzianek. - To, co już zostało zbudowane, w większości jest zatwierdzone przez inwestora. Trzeba więc liczyć, że jest zrobione dobrze. Max Bögl to jedna z największych, prywatnych firm budowlanych w Niemczech. Stawiała m.in. słynny Tropical Islands pod Berlinem, największy aquapark w Europie. Budowała też niejeden stadion. - We Frankfurcie mamy nawet swoją lożę - opowiada Falk Rohmberger. - Zapraszamy tam klientów. Mogą zobaczyć, jak wygląda nasze dzieło. Wszystko sprawdzić i dotknąć. A wpadki? - O tych nikt nie lubi mówić. Jesteśmy znani z terminowości - uśmiecha się dyrektor. - Nasza firma istnieje już przeszło 80 lat. Budujemy w siedemnastu krajach. Firma powstała w 1929 roku, kiedy nasz założyciel, Max Bögl, stracił pracę jako murarz. Zakład, który go zwolnił, istnieje do dziś. Ale my jesteśmy pięć razy większą firmą.
Max Bögl senior dziś już nie żyje, choć firma wciąż jest w rękach rodziny. Jednym ze wspólników jest też Max Bögl - ale to już drugie pokolenie. Brat założyciela, Johan, ma 73 lata i wciąż pojawia się w firmie. Max Bögl to jedna z największych, prywatnych firm budowlanych w Niemczech. Centrala firmy to wielki kompleks zajmujący 63 ha w miejscowości Sengenthal w Bawarii. To właśnie na tym terenie w 1929 r. Max Bögl założył zakład murarski. Do czasów wojny firma nie rozrosła się zbytnio. Później jej właściciel został powołany do służby w Wehrmachcie. Po wojnie wszystko zaczynał od nowa. - Prawdziwy rozwój firmy zaczął się w latach 70. - opowiada Rohmberger. Dziś w Sengenthal jest m.in. nowoczesna fabryka konstrukcji stalowych. Tu powstanie konstrukcja dachu wrocławskiego stadionu.
Kiedy w 2009 roku firma Max Bögl walczyła w przetargu o kontrakt na budowę stadionu we Wrocławiu, pojawiły się pogłoski o jej powiązaniach z niemieckim inżynierem Thomasem Speckiem, wiceszefem miejskiej spółki Wrocław 2012 odpowiedzialnej za budowę areny. Spekulacje ucichły, gdy - po sądowej walce - Max Bögl przegrał walkę o kontrakt. Teraz znowu się pojawiają. - To bzdury - przekonuje szef Max Bögl Polska. - Speck nie miał żadnych powiązań z naszą firmą.
Budowali A4
Wrocławski stadion to jedna z największych polskich zleceń tej firmy. Max Bögl działa w Polsce od 1999 roku. Dotąd firma prowadziła przede wszystkim prace związane z wielkimi budowami dróg. Na Dolnym Śląsku budowali odcinek autostrady A4 z Legnicy do Wrocławia. Prace trwały od 2004 do 2006 roku i kosztowały przeszło 42 mln euro. Wybudowany odcinek został otwarty w sierpniu 2006 roku. Firma budowała też nowe nabrzeże w porcie w Szczecinie oraz prowadzące tam drogi i linię kolejową. W tej chwili pracuje na odcinku drogi ekspresowej S18 z Królowa do Żarów i S3 z Kluczy do Pyrzyc. Firma jest też zainteresowana planami budowy w Polsce sieci szybkich kolei.
autor: MR "Mostostal w całości odrzuca argumentację przyjętą przez zamawiającego za podstawę do rozwiązania umowy z wykonawcą i uważa jego decyzję w tej sprawie za bezpodstawną i prawnie nieskuteczną". Takie stwierdzenie zawarte zostało w wydanym dziś przez konsorcjum oświadczeniu. Miasto niezwłocznie zareagowało.
Mostostal zamierza bronić dobrego imienia firmy i skorzystać z wszystkich przysługujących mu prawem środków by tego dowieść. Zażądał nawet zamknięcia placu budowy stadionu, jednakże Sąd Okręgowy w Warszawie wydał decyzję odmowną uzasadniając ją następująco:
"Nakaz taki nakazywałby obowiązanemu całkowitą bierność wobec tego, co się dzieje w trakcie procesu decyzyjnego, przede wszystkim nie mógłby wykonywać żadnych czynności mających na celu dokonanie terminowego zrealizowania inwestycji".
Firma zwróciła się także o wydanie przez sąd decyzji zakazującej podpisania umowy z nowym wykonawcą oraz zażądała zamrożenia gwarancji finansowej w banku. Sąd zgodził się tylko, co do drugiego wniosku, zaznaczając przy tym, że będzie on obowiązywał przez okres dwóch tygodni.
- Jeśli Mostostal będzie obstawał przy takiej postawie, to źle się dla niego skończy. Nie ma najmniejszych wątpliwości, co do sytuacji, jaka miała miejsce ostatnimi czasy na placu budowy. Mostostal potwierdził, że opóźnienie, które myśmy szacowali na 3,5 miesiąca, w rzeczywistości jest 4,5 miesięczne - mówi prezydent Rafał Dutkiewicz. - Teraz walczy o jak najmniejsze kary oraz o to, aby rozstać się z nami w taki sposób, by mógł wykonywać zlecenia ze sfery publicznej. Jest ryzyko, że wszystko zakończy się w sądzie, a wtedy sytuacja Mostostalu będzie tragiczna. Wrocław może być spokojny o stadion.
- W tej chwili rozmawiamy z członkami konsorcjum o zawarciu ewentualnej ugody, jednakże uważają oni, że wszystko było w porządku, a my się z tym stanowiskiem nie zgadzamy – mówi Michał Janicki, pełnomocnik miasta ds. Euro 2012. - Zobaczymy jak to się skończy.
Do połowy lutego Mostostal powinien usunąć wszystkie urządzenia z placu budowy. Termin ten może się nieco wydłużyć, jeśli zawarte zostaną odpowiednie uzgodnienia z miastem. W tym czasie Max Boegl będzie mógł wykonywać już swoją pracę.
więcej artykułów o stadionie: http://www.tuwroclaw.com/wiadomosci,mos ... -1245.html
Konsorcjum Mostostal Warszawa zapewnia, że nie jest wrogo nastawione wobec władz Wrocławia i nie wyklucza ugody w sprawie stadionu
To nie jest wrogie działanie - Mostostal Warszawa odpowiada na zarzuty władz Wrocławia, które posądziły spółkę o agresywne postępowanie i zagroziły procesem.
Przypomnijmy: Wrocław zerwał umowę z wykonawcą stadionu na Euro 2012. Powód? Opóźnienia w harmonogramie prac na Maślicach. Konsorcjum nie zgadza się z zarzutami, a o opóźnienia w budowie obwinia spółkę Wrocław 2012. Mostostal zażądał "zamrożenia" budowy stadionu. Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił te roszczenia. Wykonawca stadionu skierował również wniosek o to, by sąd zabronił miastu podpisywania umowy z nową firmą oraz zażądał "zamrożenia" gwarancji finansowej w banku. Sąd zgodził się tylko z tym ostatnim na okres dwóch tygodni.
- Chcieliśmy rozstać się pokojowo. Niestety, Mostostal podjął wobec nas bardzo wrogie działania i nie możemy tego tak zostawić. Zamierzamy skierować sprawę do sądu i zażądać odszkodowania - zapowiedział podczas briefingu prezydent Rafał Dutkiewicz.
[u:26899zyi] Odpowiedź Konsorcjum Mostostal Warszawa S.A. na zrzuty miasta: [/u:26899zyi]
Z zaskoczeniem i przykrością przyjmujemy reakcję Zamawiającego (red. miasto Wrocław) na informację o tym, iż Sąd Okręgowy w Warszawie uznał zasadność wniosku Wykonawcy i ustanowił zabezpieczenie jego gwarancji bankowych na czas ewentualnego sporu sądowego.
Czynność ta w żadnym razie nie powinna być odczytywana jako działanie wrogie w stosunku do Zamawiającego i nie miałaby też żadnego wpływu na negocjacje ewentualnej ugody, o ile strony zdecydowałyby się na jej zawarcie.
Złożenie tego rodzaju wniosku jest standardowym, elementarnym działaniem ochrony prawnej i było obowiązkiem zarządów firm tworzących Konsorcjum Wykonawcy, które w przeciwnym razie narażone zostałyby na zarzut niedostatecznej dbałości o interesy swych spółek i akcjonariuszy, a nawet działanie na ich szkodę.