Kolejne opóźnienie w robotach na placu Grunwaldzkim
Prace miały skończyć się 15 sierpnia. Chwilę przed tym terminem okazuje się,
że Budimex Dromex potrzebuje jeszcze dwóch tygodni. Urząd miejski zgadza się na zwłokę – kar nie będzie. Dlaczego?
Pani Halina Kwiatek z domu na Biskupinie jeździ do pracy przy ulicy Legnickiej. Od marca zeszłego roku, kiedy zamknięto plac Grunwaldzki, każdego dnia zastanawia się, co ją czeka w drodze.
– Cokolwiek by to nie było, konsekwencją jest opóźnienie – mówi kobieta. – Próbowałam już wszystkiego: samochodu, autobusu, tramwaju, roweru. Raz jadę godzinę, raz dwie, a czasem mam wrażenie, że w ogóle nie dotrę. Jeśli ta huśtawka ma potrwać dwa tygodnie dłużej, to dla mnie nie jest to mało – dodaje.
Dyrektor Departamentu Infrastruktury i Gospodarki Urzędu Miejskiego Wrocławia Rafał Guzowski inaczej postrzega ten czas.
– Przy pracach trwających kilkanaście miesięcy dwutygodniowe opóźnienie to jednak niedużo – wyjaśnia. I podaje powody łagodności wobec wykonawcy.
Przyczyny, dla których władze miasta zgodziły się, by wydłużyć termin oddania placu, są dwie:
– Po pierwsze, pojawiły się dodatkowe trudności, których ani my, ani Budimex nie mogliśmy przewidzieć. Tak jak np. to, że podziemne sieci były położone inaczej niż wskazywały plany – tłumaczy dyrektor Guzowski.
Poza takimi niespodziankami prace na placu opóźniły się także dlatego, że miasto w trakcie remontu dorzucało zadania wykonawcy. Zdecydowało np., że trzeba dodatkowo wyremontować teren przed Domem Naukowca. Postanowienie zapadło już w trakcie prac. Dyrektor Guzowski nie odpowiada, czy gdyby przed ruszeniem z inwestycją miasto wyliczyło Budimeksowi, co ma być zrobione, ten pracowałby szybciej.
Dla mnie remont Grunwaldzkiego przebiegał przyzwoicie – kwituje.
Cieniem na to stwierdzenie rzuca się fakt, że między zapowiadaną, a rzeczywistą datą wpuszczenia pierwszych tramwajów na plac minęło prawie pięć miesięcy. A samochody, które miały tam wjechać przed Bożym Narodzeniem, zostały wpuszczone po świętach.
Te terminy – w odróżnieniu od końcowego – były dżentelmeńskimi umowami, nie regulowały ich prawne zapisy. Miasto negocjowało je z Budimeksem już po podpisaniu kontraktu.
Maciej Bluj, wiceprezydent Wrocławia, który nadzoruje departament infrastruktury i gospodarki, mówi, że nie ma możliwości prawnej, by ustalać terminy oddawania poszczególnych części inwestycji. Można tylko wyznaczyć datę końcową. Uważa również, że prace prowadzone były prawidłowo.
– Dorzucaliśmy firmie kolejne zadania, ponieważ na samym początku nie mieliśmy odpowiednich pieniędzy, by je zrealizować. Pojawiały się one w trakcie – mówi wiceprezydent. – Remont placu oceniam dobrze. A dwutygodniowe opóźnienie? Może my zbytnio wyśrubowaliśmy firmie termin. Jeśli tak, to w dobrej wierze. Po to, by zakończyć uciążliwe roboty jak najszybciej – przyznaje.
Wedle zapowiedzi urzędników ze swobodnego ruchu na rondzie Ronalda Reagana będziemy cieszyć się w październiku. Wtedy też tramwaje będą zatrzymywać się tam na przystanku. We wrześniu tylko przez niego przejadą. Dyrektor wydziału transportu Marek Czuryło zapowiada, że szykuje się do przywrócenia ruchu.
– Jeśli tylko przystanek i torowiska będą gotowe, to jedynym ograniczeniem dla tramwajów pozostanie remontowany most Szczytnicki – wyjaśnia szef wydziału.
Ale i te plany mogą się nie udać. Wszystko dlatego, że kolejnego ważnego elementu infrastruktury placu – systemu informacji pasażerskiej – nie będzie instalować Budimex. Czy nowe przedsiębiorstwo nie zniszczy jego pracy, np. zrywając kostkę, by wbić słupki? Nieudolne instalowanie systemu spowodowałoby kolejne opóźnienia i miasto mogłoby stracić wtedy gwarancje Budimexu na jego pracę. Rafał Guzowski nie ma jednak obaw, że tak się stanie. Michał Gołębiewicz z Zarządu Dróg i Komunikacji również uspokaja.
– Wybierzemy najlepszą firmę. Tak zabezpieczymy się przed tą ewentualnością – mówi Gołębiewicz. – Ale nigdy nie ma 100 procent pewności – przyznaje po chwili.
Budimex Dromex nie wie, czy utrzyma gwarancję w przypadku naruszenia jego pracy, a odpowiedzialnością za dwutygodniowe opóźnienie obarcza miasto.
Poślizgi to norma
Z dużymi opóźnieniami musieli się też zmierzyć kierowcy, którzy korzystają z ulicy Ślężnej. Nitka w kierunku centrum miała zostać otwarta już pod koniec października zeszłego roku. Niestety, w połowie listopada – po kolejnej kontroli – okazało się, że wykonawca musi jeszcze poprawić asfalt przy szynach tramwajowych. Drogowcy musieli też domalować na jezdni znaki i pasy.
Z przedłużonymi trudnościami musieli się także liczyć zmotoryzowani korzystający z ulicy Borowskiej. Przebudowa odcinka między Glinianą a Kamienną miała skończyć się jeszcze w maju. Na kilka tygodni przed terminem wiadomo było, że drogowcom nie uda się go dotrzymać. Gdy zerwali starą, wybrukowaną nawierzchnię, okazało się, że grunt pod ulicą jest zbyt słaby, żeby układać na nim asfalt. Konieczne było wzmocnienie podłoża. Prace udało się zakończyć dopiero w połowie lipca.
Historia remontu placu Grunwaldzkiego
- koniec 2005 r. – pierwszy przewidziany termin rozpoczęcia prac;
- marzec 2006 r. – plac zostaje zamknięty dla ruchu drogowego, ruszają prace. Sześć linii tramwajowych i dwanaście autobusowych zmienia trasy;
- czerwiec 2006 r. – zamknięty zostaje most Szczytnicki, co jeszcze bardziej utrudnia przejazd w rejonach placu Grunwaldzkiego;
- wrzesień 2006 r. – pojawiają się pierwsze wątpliwości, czy Budimex otworzy plac dla kierowców i tramwajów, tak jak zapowiadał, czyli 15 grudnia;
- 27 grudnia 2006 r. – po placu mogą jeździć samochody, ale wciąż nie ma przygotowanego torowiska dla tramwajów;
- maj 2007 r. – po kilkumiesięcznym opóźnieniu od zapowiadanego terminu zaczynają jeździć tędy tramwaje.
Maciej Czujko - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/759333.html